piątek, 2 listopada 2012

Rozdział VII

Na początku bardzo, ale to baaardzo wszystkich przepraszam >,< Normalnie skandal. Nie było mnie tu prawie pół roku, przez co jest mi strasznie głupio. A powodów jest wiele. Między innymi brak czasu, lenistwo i oczywiście szkoła =.='' No cóż... kiedy ma się dość obszerny umysł yaoistyczny... nie można tak zostawić swojego bloga, no nie? XD Ale dłużej nie będę zajmowała miejsca moimi gadaniami, więc przejdę do notki ^ ^ Tak, dobrze przeczytaliście. Rozdział VII został napisany! :D
________________________________________________________________
                     Nie zmrużył oka przez prawie całą noc. I chociaż spał razem zaledwie godzinę, to nie czuł się zbytnio wycieńczony.
Wstał z ciepłego łóżka i ociężałymi krokami poczłapał do łazienki. Schlapał twarz zimną wodą na otrzeźwienie, po czym spojrzał w swoje odbicie. Jego twarz odzwierciedlała każdą godzinę, jaką spędził nad rozmyśleniami. Oczy zaczerwienione i nie do końca przytomne, a pod nimi fioletowe wory.
   - Wielkie dzięki, Riddle. - wymamrotał zachrypniętym głosem. - Lepszego tekstu nie mogłeś już wypalić.
A otóż było to tak...

~~~ Wspomnienie ~~~

Był późny wieczór, a na zewnątrz panowała straszna burza. Choć grzmoty rozchodziły się z wielkim hukiem po murach Hogwartu, to w lochach nie były one tak odczuwalne.
Harry siedział na swoim łożu pisząc, jak co wieczór z Riddle'em. Draco w tym czasie brał prysznic, więc nie musiał się martwić o niespodziewaną konfrontację z przyjacielem. Zważmy na to, iż młody Malfoy uwielbia przesiadywać w łazience nawet półtora godziny.
Mogę cię o coś zapytać?
Zielonooki spojrzał ze zdziwieniem i zainteresowaniem na nowy zapis Toma.
Jeszcze nigdy się tak nie zachowywać podczas ich rozmowy. Zawsze, kiedy chciał o coś zapytać, to po prosu, bez skrępowania pytał, nawet jeśli to coś bardziej osobistego, czy też... No po prosu wali prosto i otwarcie bez żadnych takich ceregieli.
Jasne. Nie musisz nawet pytać.
Tylko nie zezłość się na mnie przez to i nie spalaj dziennika, bo jakoś nie uśmiecha mi się rola podpałki, czy chrustu.
O to nie musisz się martwić. Więc...
Harry, nie zaczyna się zdania od "więc".
   - Pff. Też mi coś. - mruknął wciskając się głębiej w miękki materac łóżka.
Nie denerwuj mnie, tylko napisz wreszcie o co ci chodzi.
Przez dość długi czas czekał na pojawienie się pisma Voldemort'a. Po pewnym czasie, kiedy chciał już coś naskrobać na kartce pojawiło się jedno niewyraźne zdanie.
Nie myślałeś nigdy, by zająć się czarną magią?
Potter musiał się natrudzić, żeby odczytać te specjalnie zniekształcone, małe literki. Kiedy odczytał zapis wiadomości szeptem dla pewności, szczęka mu opadła z niedowierzenia.
   - Co?! - krzyknął, ale od razu zakneblował sobie usta ręką.
Co prawda przechodziła mu przez myśl raz czy dwa nauka czarnej magii, jednak mijało to tak szybko jak przychodziła do głowy. Było to podczas turnieju trójmagiczego. Wiedział, że w Durmstrangu jest to normalny przedmiot i Wiktor zna co nie co sztuczek. Zrezygnował z tego z dość osobistych powodów. Po wojnie jednak częściej zaczął nad tym rozmyślać. Nie chciał oczywiście kończyć tak jak Voldemort i być postrachem wszystkich czarodziei i mugoli. A teraz...
Myślałem. Jednak nigdy nie postanowiłem jej praktykować.
Dlaczego?
Harry nie wiedział co miałby mu odpisać. Było pełno powodów, a można krótko je podsumować. Stracił przez zaklęcia z tej dziedziny mnóstwo znajomych oraz najbliższych. Zaczynając od swoich rodziców, kolejno Cedrik (który mógł być dobrym kolegą gdyby nie turniej), Syriusz, Dumbledore i wielu przyjaciół zamordowanych podczas wojny.
Nie mógł jednak tego napisać, bo nie chciał się wyżalać, czy coś... ale i z ważniejszego, poważniejszego powodu. Mianowicie z tego co można wywnioskować, Tom nie zna tego co się wydarzyło po jego ukończeniu Hogwartu. A wszystkie przyczyny kierują się wokół jednej osoby. Lorda Voldemorta.
Wiedząc, że Riddle czeka na odpowiedź, napisał krótko:
Sprawy osobiste.
Ok. Nie będę drążyć.
Harry uśmiechnął się lekko usatysfakcjonowany zrozumieniem Toma.
Kiedy usłyszał, że Draco zakręcił wodę spanikowany szybko zapisał parę słów w dzienniku, który następnie schował do torby.
Muszę kończyć. Draco idzie.
Dobranoc i do zobaczenia.

~~~~Koniec Wspomnienia~~~~

   - Potter, co ty tam robisz tak długo?! - usłyszał niemiłosierne walenie w drzwi, przez co podskoczył w miejscu.
   - Już idę, idę.
Wyszedł za pomieszczenia stając twarzą w twarz z Malfoy'em.
Szczerze mówiąc, to on też nie wygląda najlepiej, ale to nie wybyło spowodowane niewyspaniem, co u Harry'ego.
   - Wiesz, stary... za pięknie to ty nie wyglądasz. - przejechał dłonią po odstających ze wszystkich stron platynowych kołtunach.
   - I kto to mówi?! Może pozwolisz mi wreszcie wejść do łazienki?
   - Ok. - powiedział przepuszczając kolegę. - Tylko się nie denerwuj, bo złość piękności szkodzi. A nie chcemy, by nasz książę Slytherinu miał rysy na swym nieskazitelnym wizerunku, prawda? - droczył się, za co oberwał ręcznikiem w nos. - Aua!

~~~~
Z całych sił starał się skupić na lekcjach, jednak nie wychodziło mu to za dobrze. Powieki same mu się zamykały i uparci nie chciały na nowo otworzyć. Najgorszą lekcją do przetrwania była historia magii, gdzie pan Bins utulił go do snu po niecałych pięciu minutach przemowy na temat "Rycerze i czarownice, przyjaciele czy wrogowie?''.
   - Harry? Nic ci nie jest? - zapytała Hermiona zatroskanym głosem.
Zielonooki słysząc jej głos od razu wybudził się z zamyśleń.
   - N-nie... po prostu się nie wyspaaaałem - ziewnął przeciągle i oparł głowę o wierzch dłoni.
Granger przypatrywała mu się przez chwilę, po czym zaczęła myszkować w swojej torbie. Wyjęła z niej niewielki flakonik z wodnistą zawartością koloru dojrzałej trawy.
   - Proszę. Wypij to. - podała buteleczkę przyjacielowi - To eliksir rozbudzenia. Powinien pomóc cię postawić na nogi. - wyjaśniła widząc pytającą minę Potter'a.
   - Dzięki. - jednym łykiem wypił zawartość fiolki. Już po paru sekundach widać było efekty. - Skąd ty masz takie rzeczy?
Hermiona zaczerwieniła się nieznacznie, wbijając wzrok w swoje stopy.
   - Wiesz... czasem uczę się, bądź czytam po nocach, więc rano nie mam sił na normalne funkcjonowanie. Ważę go raz na miesiąc, bo starcza mi na każdy dzień tygodnia i... nie patrz tak na mnie!
Wybraniec wpatrywał się w niż z rozszerzonymi oczami, przepełnionymi zdziwieniem i troską. Po słowach brązowookiej otrząsnął się i skrzyżował ręce na piersi, a wzrok przybrał surowej, ojcowskiej powagi.
   - Hermiono, znowu zaczynasz? Jeszcze trochę i popadniesz... w naukoholizm!
   - Oj, przestań! Przecież nie używam tego bez przerwy i nie zarywam nocek w każdym dniu tygodnia. - wymamrotała nadymając policzki z urażoną miną. - Lepiej chodźmy już na transmutację.
~~~~
Nastał zmierzch. Potter siedział w pokoju wspólnym Slytherinu, pochylony nad zadaniem z zaklęć.
O dziwo ślizgoni nie okazali się tacy źli, jak sobie wyobrażał. byli sympatyczni i gościnni... choć za pewne było to spowodowane tym, że stał się jednym z nich.
Kiedy skończył zapisywać ostatnią rolkę pergaminu  z zadania na przedmiot profesora Flitwick'a wstał zerkając uprzednio na zegar i ruszył do sypialni.
   - Zaraz powinny tu być. - mruknął do siebie, wchodząc do pokoju
Przysiadł się na łóżku koło Malfoy'a, który ledwo zapisał początek wypracowania. Cały czas panowała nieskazitelna cisza. Platynowłosy chłopak tylko wzdychał i wiercił się sugerując towarzyszowi, że nie obraziłby się, gdyby ten pomógłby mu co nie co w pisaniu. Harry udawał jakby tego nie zauważył i wpatrywał się tylko w pergamin przyjaciela z delikatnym uśmiechem na ustach.
   - Może byś mi pomógł? -zapytał z nadzieją w głosie
   - Nie - nadzieja runęła
Po chwili siedzenia usłyszeli ciche pukanie do drzwi. Harry wstał i otworzył je na oścież.
Szarooki patrzył na niego jak na idiotę, ponieważ za drzwiami nie było żywego ducha... i tego nieżywego też.
   - Akuku!
   - Łaa! - krzyknął, gdy przed jego twarzą ( dosłownie 10 centymetrów ) ukazały się głowy dwóch gryfonek. - C-c-co wy t-tu...?
   - Oj, Draco. Taka postawa nie godzi się arystokraty. - uśmiechnęła się chytrze Ginny, widząc jak Malfoy po tych słowach pali się ze złości i szuka w popłochu jakiejś poduszki.
C.D.N - Huhuhu ;3  A i wybaczcie mi proszę błędy, ale pisałam to na szybko ^ ^''

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział VI

                    Chłopak po jakichś 10 minutach wyjaśniania wreszcie skończył, po czym spojrzał na przyjaciółkę. Najmłodsza z Weasley'ów patrzyła teraz na Wybrańca z niemym osłupieniu.
   -Czekaj! - odezwała się nagle robiąca przy tym minę mówiącą, że musi powoli to wszystko sobie poukładać. - Mówisz, że kilka dni przed wyjazdem do Hogwartu, ktoś przysłał ci dziennik, tak? - mówiła powoli, jakby w myślach starała się ułożyć plan wydarzeń. Złoty Chłopiec na pytanie odpowiedział skinieniem głowy. - I ten owy dziennik okazał się tym od Riddle'a, tak? - ponownie kiwnął potakująco - A ta osoba, co ci go podrzuciła napisała, że możesz zginąć przez niego, tak? Jesteś idiotą! Do tego zacząłeś z NIM pisać!
   -Uwierz mi, nie ma się czym obawiać. - powiedział spokojnie - Nie zagraża nam...
   -Ta, pewnie! - przerwała mu w połowie wypowiedzi. - Powiedziałeś, że go polubiłeś. Polubiłeś Voldemort'a! Na pewno zaczyna cię przekabacać i opęta cię niedługo! Musimy powiedzieć o tym Zakonowi Feniksa.
Poczuł jakby wylano na niego wiadro lodowatej wody. Powiedzieć Zakonowi? Mowy nie ma! Akurat ci kretyni wielce coś mądrego wymyślą? Pewnie od razu rzucą się na niego z różdżkami, a zwłaszcza Szalonooki Moody, ba wszystkich ogłuszy byleby dostać się pierwszy do notesu.
   -Zwariowałaś?! Oni nie mogą się o tym dowiedzieć! NIC o Voldemorcie nie wiedzą oraz jego "zabawkach"! - krzyknął rozjuszony, po czym dodał ciszej i o wiele spokojniej - Nawet ty, Ginny. ja wiem i Dumbledore, ale on nie żyje. Obiecaj, że będziesz milczeć.
   -...
   -Ginny. - z jego głosu można było wyczuć poddenerwowanie i lekki chłód.
Nie mogą się dowiedzieć o dzienniku. Nic nie wiedzą o Czarnym Lordzie i jego sztuczkach.
~Pff, nawet - za przeproszeniem- gówno wiedzą o horkruksach. Muszę za wszelką cenę chronić notes.
Coś w głębi serca podpowiadało mu, że jeżeli pozwoli zabrać mu Riddle'a, to wypełni się ta mroczna część listu. "...to od ciebie zależy, czy postąpisz słusznie, czy błędnie, co spowoduje twoją rychłą śmierć w odwiecznych cierpieniach."
Słowa listu bezlitośnie odbijały mu się echem w głowie, ale i w duszy. Nie żeby obawiał się śmierci, ale przeżywać odwieczne cierpienia niezbyt przypadały mu do gustu.
   -Ginny do cholery! - wrzasnął potrząsając ją delikatnie.
   -D-dobrze. Jednak sądzę, że to nie jest odpowiednie rozwiązanie. - wymamrotała zaskoczona postawą  Harry'ego.
   -Uwierz mi. To JEDYNE odpowiednie rozwiązanie. - powiedział dając duży nacisk na słowo 'jedyne'.
Oboje w ciszy oparli się o drzewo, oglądając z zaciekawieniem różnorodne kształty chmur.
   -Zamierzasz powiedzieć o Riddle'u Smokowi i Hermi? - zapytała cicho odchylając do tyłu głowę i pozwalając głaskać swoja twarz promieniom słońca, które nieśmiało wychodziło zza białych obłoków. - W końcu to też twoi przyjaciele, Harry.
Zielonooki przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Przymknął powieki wzdychając przy tym głęboko.
   -Nie. Nie mam zamiaru ich o tym informować. Z kilku przyczyn...
   -Mianowicie?
   -Mianowicie, że im więcej osób o tym wie, tym bardziej to męczące dla mnie. Poza tym Hermiona zapewne zareagowałaby dokładnie w ten sam sposób, co ty. Tyle że nie dałbym rady jej przekonać. - wymamrotał ostatnie zdanie bardziej do siebie, niż do Rudej. - Draco zaś... no właśnie, Draco. Ten właściwie nic nie wie o Tomie. Jest świadom tylko tych rzeczy, jakich Czarny Pan dokonał jako Voldemort, więc tłumaczenie mu tego wszystkiego byłoby niezmiernie męczące. - zrobił krótką przerwę, a po chwili spojrzał prosto w brązowe tęczówki. - Ale jeżeli w jakiś sposób dowiedzą się o dzienniku nie zamierzam ich okłamywać i powiem im całą prawdę.
~Jednakże miałem powiedzieć jeszcze Smokowi o horkruksach... Hmm, może jak nadejdzie odpowiedni czas to wyjawię im mój mały sekrecik?
   -Heh, czyli niebawem, patrząc na twoją nieostrożność i głupotę.

~~~~

Nastał wieczór. Harry siedział właśnie przy stole w wielkiej sali jedząc monotonnie sałatkę warzywną z fetą i kawałkami kurczaka. Biorąc do na widelec każdy kolejny kawałek przeklinał w myślach swojego przyjaciela, który nie raczył zaszczycić go swoją obecnością podczas kolacji. Tak więc siedział kompletnie sam pośród wychowanków domu węża, którzy niezbyt ufnie na niego spoglądali.
~Przeklęty dupek! Najpierw mi mówi, że na kolacji musimy pilnie pogadać i nie mam się spóźniać, a ten - tu spojrzał na zegarek na lewym nadgarstku -sam spóźnia się już prawie 15 minut.
Po krótkim czasie obrażania w myślach kolegi drzwi do sali otworzyły się z cichym hałasem, a w nich stał wymieniony powyżej chłopak z ciemnowłosym, dość wysokim ślizgonem koło siebie.
Zielonooki posłał Malfoy'owi mordercze spojrzenie, na co uśmiechnął się swoim słynnym uśmieszkiem numer 5. Zmierzali do niego powolnym krokiem, po czym zasiedli na przeciwko.
   -O, dobrze, że jesteś na czas. - rzekł nie zdając sobie sprawy, że ten powstrzymuje się od rzucenia się na niego.
   -Taa. Przyszedłem dokładnie na czas, jak mnie prosiłeś. -wysyczał z głosem przesączonym ironią - Ale ty raczyłeś przyjść z drobnym opóźnieniem.
   -Oj nie gniewaj, nie gniewaj. Poza tym muszę ci kogoś przedstawić - wskazał dłonią na owego ślizgona obok - Harry, to Teodor Nott. Teo, nie muszę ci przedstawiać naszego nowego ślizgona, prawda?
Nott uśmiechnął się w typowo ślizgoński, aczkolwiek przyjazny sposób. Oboje podali sobie dłonie w geście przywitania, po czym we trójkę pochłonęli się w pogawędce.
O dziwo okazał się dobrym kandydatem na kolegę. Był rozmowny, poczucia humoru też mu nie brakowało, do tego nawet chętny był do poznania Ginny oraz Hermiony. Pozory jednak mylą. Z początku sądził, że w Slytherinie nie znajdzie się żaden normalny człowiek, który nie miałby mani na punkcie krwi i nienawiści do gryfonów... co prawda nie przedobrzajmy, bo i tak większość Gryffindor'u znajduje się na czarnej liście poszczególnych ślizgonów.
Pouczcie wspólnie ruszyli do pokoju wspólnego.
   -Harry, a tak właściwie to co ty zrobiłeś Weasley'owi? Bez przerwy cię obserwuje z nienawiścią w oczach i zdziczał ostatnio. -odezwał się Teodor zaciekawiony sytuacją.
Pozostała dwójka spojrzała na siebie, po czym roześmiała się głośno, wprawiając towarzysza z zdziwienie i otępienie?
   -Ehm. Otóż przed wyjazdem do zamku - zaczął Potter przedstawiać wydarzenie z owego dnia -  przedstawiłem naszemu "drogiemu" Ronaldowi, że kumplujemy się ze Smokiem i wszyscy to przyjęli do wiadomości oprócz Ronusia, który fochnął się, a całe zło tego świata zwala na mnie. - kończąc wyjaśnienia spuścił głowę i westchnął ze smutkiem. - Dlatego biorę na siebie całą odpowiedzialność za jego zdziczenie. W związku z czym zamierzam zbierać dla niego na specjalną szczepionkę przeciw wściekliźnie i innym chorobą zwierzęcym.
Nott i Malfoy roześmiali się głośno, obejmując ramieniem Wybrańca.
   -Spoko, Harry. Pomogę ci w zbieraniu, ale mam jeden warunek - orzekł z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Chce mieć przyjemność, znaczy obowiązek do zadawania tych zastrzyków.
   -Ależ oczywiście, Teo. Nie mógłbym odbierać ci czegoś tak wartościowego. Cały tyłek Rona i pozostałe partie ciała zostawiam w twoich rękach.
   -Chłopaki, przerwijmy to, bo zaczyna robić się dziwnie. - próbował być poważny, jednak na jego ustach błąkał się szaleńczy śmiech. - Strasznie dziwnie się czuje, kiedy gadamy o tyłku Weasley'a.

~~~~

    -Staaaryyy! - jęczał platynowłosy waląc głową o biurko. - Pomocy, błagam!
Harry wracając właśnie spod prysznica zatkanymi uszami wpatrywał się w przyjaciela, który przyprawiał go o bóle głowy.
Nigdy by nie przypuszczał, że Malfoy potrafi tak zrzędzić i marudzić. Zawsze wydawało mu się, iż ten arystokrata "cierpi" w ciszy i nie obnaża swoich uczuć przed innymi, a tu proszę. Ów chłopak wali głową w biurko męcząc się nad zadaniem z obrony przed czarną magią.
   -Czego jęczysz?! - krzyknął czując jak migrena przeprawia go o zawroty głowy - To już trwa 25 minut! Czy ty masz jakiś wyłącznik? 
   -Ależ oczywiście. Wystarczy, ze zrobisz mi to cholerne zadanie na OPCM. W końcu jesteś taki mądry z tego przedmiotu... W dodatku miałeś wybitny na SUMach! - powiedział szybko świecąc przed nim oczami. - No i koledzy powinni sobie pomagać.
Zielonooki prychnął kręcąc głową w niedowierzaniu. Powiedział cicho coś w stylu ,,Jak dziecko.'' i przywlekł pod biurko krzesło, zajmując miejsce koło Malfoy'a, który podsunął mu pergamin i pióro pod nos.
   -Chyba śnisz. Najwyżej podpowiem co i jak, ale to ty musisz to wszystko zebrać w kupę.
   -Gadasz jak Hermiona. - bąknął pod nosem i zabrał się za zapisywanie wszystkiego co powie mu Potter.
Ma rację. Ostatnio stał się bardzo podobny do Granger, która pomagania jemu i Ronowi rzucała tylko hasła, wyjaśnienia, a czasem zdania.
~Teraz wiem, co czuła. - uśmiechnął się pod nosem.
Co prawda postępował podobnie do przyjaciółki  (jeśli chodzi o pomoc w lekcjach), ale tylko z obrony przed czarną magią i ewentualnie z zaklęć, w tych był bardzo dobry. W pozostałych przedmiotach leżał i kwiczał męcząc się nad pracami domowymi.
Po pomocy szarookiemu wstał z krzesła i poczłapał do łóżka z notatkami z transmutacji, by powtórzyć ostatnie tematy - wbrew pozorom minął już tydzień od rozpoczęcia roku.
Ślizgon z szeroko otwartymi oczami i opuszczoną szczęką wpatrywał się w poczynania Złotego Chłopca.
   -Od kiedy ty kujesz?! 
Kruczowłosy uniósł głowę znad zeszytu i spojrzał na komiczny wyraz twarzy lokatora.
Doprawdy w takich chwilach żałował, że nie ma aparatu, bo widok Malfoy'a w takim stanie jest bardzo, ale to bardzo rzadkim zjawiskiem.
   -Wiesz... postanowiłem w tym roku porządnie wziąć się do nauki. - oznajmił jakby było to coś oczywistego, kartkując przy tym zapiski z lekcji. - Co prawda nie osiągnę takich wyników i nie zdobędę takiej wiedzy, jaką posiada Hermiona, ale przynajmniej podniosę co nie co swoje oceny.
Draco usiadł na brzegu łóżka z poważną miną, dokładnie obserwując Chłopca-Który-Przeżył. Uniósł dłoń, kładąc ją następnie na czole ciemnowłosego. Kolejno zniósł rękę niżej, rozchylając powieki siedzącego przed nim przyjaciela.
   -Gorączki nie masz... Źrenice w normie... Miałeś już smoczą ospę?
   -C-co ty robisz, kretynie jeden!? Nic mi nie jest!
Strzepnął dłoń z twarzy i rzucił się na chłopaka z zamiarem zwalenia go z łóżka, co po czasie się stało.
Śmiali się jak opętani po chwili przepychanek, zapasów i rzucaniu w siebie wszystkim co popadło (oczywiście unikając rzeczy, przez które można spowodować uszczerbek na zdrowiu).

~~~~

W wierzy w salonie Gryffindoru pozostała garstka uczniów. Było dość późno, a za oknem panowała burza, która zmorzyła wychowanków domu lwa do snu.
Jedynymi osobami siedzącymi w pokoju wspólnym były Hermiona i Ginny oraz chłopak z czwartego roku czytający książkę i blondynka z szóstego kończąca swoją pracę domową przy stoliku.
Pierwsze wymienione powyżej dziewczyny siedziały przy kominku pochłonięte grą w czarodziejskiego wróbla*
   -Ginny? - odezwała się brązowowłosa widząc nieobecne spojrzenie przyjaciółki - Czy coś się dzieje?
Młodsza ocknęła się nagle i zamrugała trzy razy na dźwięk głosu Granger.
   -C-co? Ah, nie! Tylko... jestem nieco zmęczona... i myślę trochę o Ronie. - skłamała. Myślała o Harry'm, ale obiecała trzymać język za zębami. 
   -Gadałaś z nim? - Ruda pokiwała przecząco głową - Nadal żywisz do niego urazę?
   -Nie. To był jego wybór... Jest skończonym debilem i tyle. Ale to nie ważne. - spojrzała na starszą gryfonkę z powagą w oczach - Obawiam się, że napisał do mamy i taty o Harry'm. A jeśli jeszcze tego nie zrobił, to tylko kwestia czasu, kiedy wpadnie na ten jakże genialny plan. A wpadnie, bo jak już mówiłam jest debilem i mistrzem w wymyślaniu pierdół.
   -O przyjaźni z Malfoy'em?
   -Nie tylko o to chodzi. Nie pominąłby części, w której opisałby przydział Harry'ego. Wiesz przecież, że on uwielbia robić z igły widły i przekręci wszystko, byle na czyjąś niekorzyść. Avada. - powiedziała kładąc kartę na stosik - Do tego pewnie powymyśla jakieś nieistniejące scenki.
   -Możliwe. - powiedziała stanowczo - Ale nie zapominaj, że twoja... wasza mama zna go bardzo dobrze i nie uwierzy w jakiekolwiek oskarżenia o zdradzie Harry'ego. A poza tym ona traktuje go jak syna.
   -Taa... masz rację - wymamrotała pocieszona
   -Pewnie, że mam! - uśmiechnęła się szeroko odsłaniając rząd perliście białych zębów, po czym w dobrych nastrojach wróciły do gry, a przynajmniej tak się mogło zdawać. Ginny nadal zadręczała się przyjacielem i tym co dzisiaj się od niego dowiedziała. Obawiała się, że dziennik opęta go, jak kiedyś ją, a potem mogła się domyślać najgorszego. W końcu bazyliszka już nie ma, więc istniały jeszcze inne, bardzo prawdopodobne opcje.
_______________________________________________
* gra wymyślona przeze mnie na ''odczep się'' xD

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział V

                    Potter wstał nazajutrz  wypoczęty i zrelaksowany. O dziwo poranki w lochach przypadły mu do gustu. Było to zapewne związane z oknami, których tu brakowało,a w wierzy gryfonów się od nich roiło.
Od pewnego już czasu denerwowało go poranne, nachalne słońce rażące po niewyspanych oczach.
   -Potter, która godzina? - wybełkotał zaspany przewracając się na drugi bok, plecami do chłopaka .
Wybraniec wkładając na siebie mundurek  spojrzał na zegarek i z niebezpiecznym uśmiechem spojrzał na drzemiącego Dracona.
   -8:45, więc nie radziłbym przewracać się na drugi boczek tylko wstać i zabrać się do roboty. - powiedział z naglącym, matczynym tonem głosu.
   -Aha... Co?! - w mgnieniu oka zerwał się z łóżka, biorąc następnie ubrania jakie wpadły mu w ręce. - I teraz mi to mówisz?!
   -Oj. Jednak źle odczytałem. - rzekł za skruchą . Mianowicie zegar wskazywał 7:45.
Ślizgon słysząc to zastygł w miejscu, gdy chciał już wparować do łazienki i spojrzał na zielonookiego z chęcią mordu. Ten zaś przyjął maskę smutnego kociaka i powiedział sztucznie cichutkie przepraszam, na co dostał w głowę z ręcznika.
   -Potter, albo nie znasz się na zegarku, albo czas kupić nowe okulary. - stwierdził padając z powrotem na nadal wygrzane łóżko. Westchnął odurzony ciepłem poduszki, w której zatopił prawy policzek. - Kiedyś cię zabije.
Harry zachichotał cicho pod nosem, pakując do torby wszystkie potrzebne podręczniki. Korzystając z nieuwagi przyjaciela schował też dziennik Riddle'a. Nie miał zamiaru zostawiać go gdziekolwiek, by ktoś zwinął go, jak na drugim roku z dormitorium.
   -Powodzenia. Voldemort próbował wiele razy i sam skończył jako trup. Poza tym to jakbyś nie wiedział to kupiłem nowe okulary. - rzekł siadając koło przyjaciela
   -Wolałbym nie kończyć jak on...Hm? Kupiłeś? - poderwał się by spojrzeć na twarz byłego gryfona. Dokładnie obejrzał szkła i oprawki, stwierdzając, że rzeczywiście wyglądają na nowiutkie? - A wyglądają jak stare.. może pomijając stan. Nie wolałeś jakiegoś nowszego modelu?
Pokiwał przecząco głową.
Co prawda będąc u optyka zastanawiał się nad czymś bardziej... modnym. Rozważał również kupno soczewek, jednak stwierdził, iż okulary są o niebo wygodniejsze i był już przyzwyczajony do ich noszenia. Rozglądał się także za innymi kształtami szkieł i wzorami, czy barwami oprawek., ale nie za bardzo przypadły mu do gustu co niektóre... zwłaszcza te w panterkę, czy różowe. Uhh. Już na samą myśl po   plecach przechodzą mu dreszcze. Poza tym te obecne najlepiej pasują do jego twarzy.
   -Dobra. Skoro łaskawie postanowiłeś mnie obudzi - spojrzał zimno na szeroko uśmiechniętego chłopaka - to pójdę się już szykować. A, i jeszcze dzisiaj przedstawię ci mojego bliskiego przyjaciela ze Slytherinu.
Harry momentalnie zesztywniał. Nie zbyt łatwo przychodziła mu do głowy myśl o kumplowaniu się z jakimś ślizgonem. Co prawda Przyjaźnił się z Draco, ale stawiał, że większa część - jeśli nie całość - domu węża chętnie by go oskalpowała, czy też udusiła... Chociaż pewnie prędzej padły by jakieś klątwy, by nie musieli brudzić sobie rąk robotą.
   -Wyluzuj, stary. Dogadacie się, jestem tego pewien. Po prostu musicie się poznać. W przeciwieństwie co mówią inni, to ślizgoni są bardzo dobrymi i wiernymi kumplami.

~~~~

Na śniadaniu panował dość obszerny gwar, niż zwykle bywał. Tematem tego wszystkiego był między innymi a, a raczej przede wszystkim Złoty Chłopiec, który pokonał Czarnego Pana, a teraz stał się członkiem jego i jego sługów domu. Nie trzeba było mówić, że Slytherin oraz większa część wychowanków znana była z fascynacji i praktyk czarnej magii. Oczywiście krążyły po szkole już plotki typu : Potter zajmuje się czarną magią. Potter myślał kiedyś o dołączeniu do śmierciożerców. Potter... ma dziecko ze śmierciożerczynią ?! 
~WTF?! A może jeszcze z ośmioma i każda urodziła co najmniej trojaczki? 
Hermiona i Ginny chciały jak najprędzej pogadać z Harry'm. Obiecał im, że porozmawiają później, ale nie miały zamiaru czekać w nieskończoność. Od kiedy stał się ślizgonem wiadome było, iż ich kontakty mogą się ograniczyć do minimum. 
   -Nie, Hermi! Na pewno tak się nie stanie. Znasz przecież Harry'ego. - upierała się Ruda. - Nie zostawi nas, zobaczysz.
   -No, nie wiem. - powiedziała niepewnie, dziobiąc w jajecznicy widelcem. - Kontakt nam się kiedyś urwie. Stanie się prawdziwym ślizgonem i z nimi będzie spędzał czas.
   -Chyba żartujesz! - prychnęła rozjuszona - Myślisz, że zostawiłby NAS dla jakiś tam ślizgonów, którzy nie posiadają charakteru i uroku osobistego, jak my?
   -Czy ktoś tu skomentował mój zabójczy charakter i urok osobisty? - usłyszały nagle za sobą głos platynowłosego, przez co mimowolnie podskoczyły na ławce.
Odwróciły się w stronę głosu, gdzie stał wyżej wymieniony właściciel głosu, a obok niego Potter uśmiechający się lekko na widok przyjaciółek. Zerwały się z miejsc i ściskały obu chłopców nie zważając na dociekliwe spojrzenia ze strony uczniów obecnych w sali.
   -Chyba nie sądzisz, Hermiono, że mógłbym was zostawić. Nie narażałbym się przecież na gniew Ginny. - tu zerknął łobuzersko na Rudą, która ze skrzyżowanymi dłońmi na piersiach posyłała wyzywające spojrzenie.
   -Tylko byś spróbował, a do końca życia miałbyś problemy z chodzeniem.
Roześmiali się wspólnie i wcześniej wyszli z Wielkiej Sali, chcąc zaspokoić niepewności, zaciekawienia oraz inne uczucia, jakie podtrzymywały dziewczyny. 
Wybraniec powiedział im dokładnie to samo, co Draco wieczorem. W przeciwieństwie do Ginny oraz Smoka, to Hermiona wiedziała, co to horkruks i dokładnie zrozumiała całość przemowy jaka wygłosił.
   -Czyli, gdybyś nie poprosił tiary, to od początku siedziałbyś w Slytherinie? - skinął potakująco głową - Kurcze, no nieźle. Pewnie byśmy się nie zaprzyjaźnili. - powiedziała smutno Hermi.
   -W istocie. Jednak dobrze, że tak się nie stało. Szkoda by było stracić takie przyjaciółki sprzed nosa, jak wy. - otulił je przyjaźnie ramionami i od razu zmienił temat nie chcąc się w niego dalej zagłębiać. - Tak a propos, co mamy pierwsze?
   -Hmm... Wspólnie eliksiry. - sprawdziła na swoim planie Hermiona, po czym zachichotała. A widząc zdziwioną i podejrzliwą twarz przyjaciela zabrała się za wyjaśnienia. - Nie, Harry. Nie zabujałam się w Snape'ie -przewróciła teatralnie oczyma i promiennie się uśmiechnęła. - Gdybyś tylko widział jego wyraz twarzy, gdy trafiłeś do Slytherinu... po prostu niczym najwspanialszy obraz świata. Wyglądał jak osłupiały troll.
   -Co?! I ja tego nie widziałem? - jęknął zawiedziony zielonooki i wspólnie ruszyli w stronę lochów. - A ty Ginny co masz?
   -Zaklęcia. to po drodze, więc przez część drogi idę z wami... Harry, masz zadanie dla Nietoperza, prawda?
   -Oczywiście. I spodziewam się wybitnego. - uśmiechnął się szeroko z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Otóż następnego dnia po "przybyciu" dziennika, jego kontakty z Riddlem się ociepliły i to bardzo. (patrząc na ich pierwsze spotkanie, które pamiętał, w przeciwieństwie do Tom'a) Kiedy wieczorem pisał te cholerne trzy rolki wypracowania na temat beozaru, jego właściwości, powstawaniu itp. itd., to Tom w tym czasie wysłuchiwał, a raczej wyczytywał jego wyżaleń i wszystkie wyzwiska opisujące Mistrza Eliksirów. 
Nawet z chęcią pomógł mu, ale w tej pomocy można było wyczuć litość i delikatne rozbawienie z męczarni i katuszy jakie odczuwał Potter od jednego zadania z eliksirów.
Przyjaciele popatrzyli na niego podejrzliwie, zastanawiając się co ma dokładnie na myśli.
   -Co ci chodzi po głowie? - odezwała się Granger z oskarżycielskim spojrzenie. - Ktoś napisał za ciebie tą pracę?
   -Oczywiście, że nie! Własnymi rękoma wyskrobałem te trzy rolki. - nie skłamał. Tak na prawdę to on zapisywał wszystko co Riddle mu napisał na temat beozaru.
   -To dlatego, że jesteś ślizgonem, tak? - poddała Ginny szturchając go w ramie.
   -O, nie, nie. Nawet gdybym był ślizgonem od początku, to i tak dawałby mi niesprawiedliwą skalę oceniania. To przez to, że w latach szkolnych nie żył w zgodzie z moim ojcem. - wyjaśnił, przy czym uniósł mu się jeden z kącików ust.
cała trójka nadal głowiła się nad rozwiązaniem, na co Wybraniec uśmiechnął się jeszcze szerzej. 
Uwielbiał, gdy ludzie usilnie próbują rozgryźć jakąś zagadkę. Wiedział, że nie przyjdzie im nigdy ta właściwa odpowiedź do głów, ale ciekaw był co wymyślą. W końcu chyba w ostateczności podsunęli by myśl, że pomógł mu sam Voldemort.
   -Chyba nie... Masz coś na niego i zamierzasz go teraz szantażować? - prychnął słysząc pomysł Malfoya... Trochę przeraziła go ta nadzieja w jego głosie.
Co prawda na piątym roku podczas lekcji oklumencji ujrzał, co nie co z życia Severusa, jednak nie był taki by tym go szantażować. Nawet jeśli to Snape... Swoją drogą, to ciekawe czemu były całe w żyrafy... nawet kiedyś podczas szlabanu zauważył, iż jeden z jego zeszytów przedstawiał owe zwierze... Może to jakieś jego zboczenie?
   -I tak nie zgadniecie, więc przestańcie już wymyślać. Powiem tylko, że to nic niezgodnego z prawem, ani nic z tych rzeczy.
~Czy pomoc ze strony największego z czarnoksiężników, który w dodatku już nie żyje (chyba O.o) podważa jakiś regulamin? 

~~~~

Lekcje minęły o dziwo przyjemnie. Snape o nic cię Harry'ego nie czepiał (chyba że dla tradycji, czy poprawienia sobie humoru) i nie stracił żadnych punktów. Niestety gryfoni pozbyli się 40, a Hermiona uratowała tylko 10.
Usiadł wygodnie na wzgórzu niedaleko zamku, opierając się o konar drzewa. Wyciągnął dziennik ze swojej torby, po czym maczając wcześniej pióro w atramencie naskrobał naskrobał krótko na wybranej kartce.
Hej.
Cześć. Jak ci czas leci?
Harry uśmiechnął się i zdał "raport" z tego, co dotychczas się wydarzyło. Zrobił to z wielkim skrócie, biorąc pod uwagę, że nie może tego opowiedzieć, a musi zapisać na zniszczonych kartkach notesu.
Jeszcze raz dzięki za pomoc z eliksirami.
Nie ma za co. W końcu nie mogłem pozwolić, by jakieś zadanie z eliksirów cię wykończyło.
Chłodny wiatr, który powoli zacierał ślady lata, delikatnie unosił przydługie kosmyki kruczoczarnych włosów zielonookiego.
Odchylił głowę do tyłu, by spojrzeć w po południowe, zachmurzone niebo.
~Heh, do czego to doszło... - pomyślał zapatrzony w obłoki, trzymając na udach zagadkowy dziennik. Zagadkowy dlatego, bo nie ma pojęcia w jaki sposób cząstka duszy nadal znajduje się w owym przedmiocie. Cząstka duszy Voldemort'a. - Gadam ze swoim śmiertelnym wrogiem, który "niby" nie żyje. W dodatku zaczynam go traktować jak kumpla... tak jak Draco, Hermionę, czy Ginny.
Przymknął powieki wsłuchując się w szum liści i świergot ptaków. Te dźwięki wyjątkowo skutecznie koiły w nim wszelkie niepewności i stres. W krótkim czasie odpłynął, pogrążony w zamyśleniach.(oczywiście nie spał - dop. autorki )
   -H-Harry? - usłyszał głos Ginny, na co zaskoczony otworzył szeroko oczy i zwinnym, aczkolwiek na próżni wykonanym ruchem schował dziennik do torby. - Nie rób ze mnie głupiej! Co robisz z tym piekielnym dziennikiem? - zapytała głosem domagającym się odpowiedzi.
Potter nie wiedział co powiedzieć, jak postąpić w takiej sytuacji. Odkrycie Przez Ginny było najgorszą możliwą rzeczą, jak mogła się zdarzyć, ponieważ Ruda najlepiej znała dziennik Toma Riddle.
~Nie mógł być to kto inny, tylko Ginny? Na przykłada Draco. Jego łatwo by spławił.
Zapadła cisza, a chłopak przez cały ten czas był zabijany wzrokiem porównywanym do bazyliszka, należącym do Rudej.
Westchnął zrezygnowany.
   -Chyba się nie wymigam... Od czego mam zacząć?
   -Najlepiej od początku. - poddała i usiadła obok ślizgona - Zamieniam się w słuch.

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział IV

                    Z tego co zauważył Harry, to dość sporo osób wróciło do Hogwartu na VIII rok nauki. Było ich ponad połowa, a najwięcej było z Gryffindor'u i Ravenclaw'u, zaś najmniej ze Slytherin'u, co było do przewidzenia. W końcu dzieci śmierciożerców, a spora część była już na ''etacie'' po śmierci ich pana - choć spokojniejsi o własne życie - raczej nie chętnie by tu wrócili i nie chętnie byliby przez uczniów powitani. Zwłaszcza jeżeli chodzi o jego wiernych wyznawców.
Ron siedział z dala od trojga gryfonów, co nawet ich ucieszyło.
~Przynajmniej Ginny nie zamorduje go na forum całej wielkiej sali. - pomyślał uspokojony Harry.
Wmieszał się za to w grona Dean'a, Seamus'a oraz Neville'a, po którego wyrazie twarzy można było poznać, że nie jest zbytnio szczęśliwy z powodu jego towarzystwa i ciągłego marudzenia.
Harry posłał mu współczujące, a zarazem przepraszające spojrzenie. W końcu, gdyby nie było dzisiejszej rozmowy przed wyjazdem, to siedziałby z pozostałą trójką w dobrym nastroju, marudząc tylko na brak jedzenia. Z drugiej strony, jakby nadal ukrywał fakt, że się przyjaźni z Draco mogłoby być jeszcze gorzej.
Ceremonia dobiegała końca. Wszyscy świeżo upieczeni uczniowie zostali przydzieleni do swoich nowych domów, a dyrektorka wyjaśniła już powody i cele jednorazowej VIII klasy oraz przestrzegła pierwszorocznych o niektórych miejscach i panujących tu zakazach i nakazach. Uczniowie przygotowani na pojawienie się obfitej różnorodności potraw czekali wpatrzeni w stół.
Jednakże zamiast gwaru zachwytu usłyszeli głos McGonagall.
   -Wybaczcie mi proszę, ale pozostała jeszcze jedna sprawa. Otóż nasza tiara przydziału domaga się ponownego przydziału pewnego ucznia. - zrobiła krótką pauzę. Po sali rozbiegły się szepty młodzieży. - Proszę o podejście do mnie Harry'ego Potter'a.
Wybraniec zastygł w bezruchu. Ze wszystkich uczniów musiał to być akurat on? Czuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Spojrzał na ślizgona, który również był w szoku.
Nagle poczuł łokieć Hermiony, który boleśnie wbił mu się w żebra.Od razu wyrwało go to z szoku. Wstał i dość wolnym, lecz pewnym krokiem ruszył w stronę profesor McGonagall. Przypominało mu to trochę sytuację z czwartego roku, kiedy to czara ognia wybrała go na czwartego uczestnika turnieju. Mijając Rona zauważył, że posyła mu jadowite, oskarżycielskie spojrzenie na co odpowiedział mu równie jadowitym wzrokiem.
Zatrzymał się przy dyrektorce, która tak jak na pierwszym przybyciu do Hogwartu włożyła mu na głowę stary kapelusz.
   -Znowu się spotykamy, Potter. Pewnie dziwisz się, czemu musisz znowu przechodzić ceremonię przedziału... Otóż doszłam do wniosku, że nie powinieneś być w Gryffindorze. Na początku nie zwracałam na to zbyt wielkiej uwagi, ale po wojnie znacznie się zmieniłeś. Charakter bardziej ci się wyszlifował.
Harry przełknął głośno ślinę. Jego obawy z sekundy na sekundę rosły coraz bardziej na sile.
   -Pamiętasz, że mówiłam i nadal tak twierdzę najlepiej pasujesz do domu węża, niż lwa. Zgodziłam się na Gryffindor tylko dlatego, że mnie poprosiłeś. Jednak proszenie na nic już się nie zda. Moja decyzja nie zostanie już nigdy więcej zmieniona.
   -C-co? Nie!
   -SLYTHERIN!
Z wykrzykniętymi słowami tiary Harry czuł jak wpada w wielką, czarną otchłań.
~Nie, nie, nie! Tak do cholery nie może być!
Przez chwilę na sali zapadła grobowa cisza. Wszystkich zatkało z powodu decyzji tiary. On, wybraniec, ten który pokonał Voldemorta przechodzi do domu swojego nieżyjącego już wroga?
Po paru sekundach jednak rozległy się radosne wrzaski ze stołu ślizgonów.
Wstał z trudnością ze stołku, spoglądając przy tym na nieco zasmuconą dyrektorkę, która machnęła różdżką, a godło i mundurek Potter'a zmieniły z lwa na węża oraz z złoto-szkarłatnych barw na srebrno-szmaragdowe. Zrezygnowany szedł w kierunku stołu wychowanków swojego nowego domu, czując na sobie wszystkie pary oczu będące w tej sali. Idąc tak miał odczucie jakby trasa jaką musiał przebyć nie miała końca, a za każdym kolejnym krokiem wydłużała się dwukrotnie.
Zajął miejsce koło Dracona, który poklepał go po plecach i uśmiechnął się szeroko.
   -No to witamy w Slytherinie. Podać ci może ziemniaczki?
   -Nie, dziękuję. - mruknął naburmuszony - Co ja tu właściwie robię?
   -Siedzisz. - sprostował krótko - No rozchmurz się. Zobaczysz, w Slytherinie nie jest tak źle jak wszyscy mówią. Wręcz przeciwnie, wszyscy siebie szanują na wzajem i traktują jak rodzinę.
Smok nałożył sobie na talerz sałatkę po czym zabrał się za poszukiwanie sosu. Wybraniec w tym czasie zrezygnowany opadł głową na stół, boleśnie tłukąc sobie przy tym czoło.
   -Heh, wiedziałem, że w końcu tu trafię. - wyburczał cicho biorąc ziemniak, które postawił mu blondyn pod sam nos.
   -Hm? Co masz przez to na myśli? - zapytał z niekrytym zaciekawieniem.
   -Później ci powiem. - spojrzał na Ginny i Hermionę, które smutno na niego spoglądały.
Posłał dziewczynom zrezygnowane spojrzenie i dał znak, że potem pogadają. Nie musiał za to nawet patrzeć w stronę Ronalda, bo już stąd czuł jak kipi z niego złość i próbuje zabić go wzrokiem. Zerknął w jego stronę przez co zielonooki skrzywił się nieznacznie. Jak zwykle rudzielec trzymając w obu rękach kawałki kurczaka zażerał je niczym zwierze i spoglądał na byłego przyjaciela z żądzą mordu w oczach.
   -No dobra, ale potem nie próbuj się wykręcać.
   -Ok. Nie ma sprawy. - zapewnił, po czym zabrał się za konsumowanie kolacji.
Szczerze mówiąc nie miał zbytnio ochoty na pałaszowanie czegokolwiek. Odechciało mu się po głupiej zachciance tego obszarpanego kapelusza... No, może Ron też miał w tym swój udział. Marzył tylko o jednym. By położyć się spać i żeby to wszystko okazało się tylko kolejnym pokręconym snem... Może lepiej byłoby zostać w domu?
~Dobrze, że chociaż mam tutaj Draco. - pocieszał się w myślach
Czegoś jednak mu tu brakowała. Konkretnie przy stole ślizgonów. Nie wiedział, co to było ale to było bardzo charakterystyczne i zauważalne. Teraz jest za spokojnie i za cicho. Goryle Malfoy'a na pewno nie, bo jeden nie żyje, a drugi siedzi w azkabanie. Zabini wyjechał za granicę, bodajże do Kanady...
   -Ej, Draco. Gdzie się podziewa twoja kocica Pansy? - uśmiechnął się złośliwe.
Szarooki zachłysnął się sokiem pomarańczowym i całą twarz miał teraz mokrą. Wybraniec poklepał go szybko po plecach. nie chciał tracić jedynego przyjaciela z domu węża.
   -Oszalałeś?! - krzyknął, jednak starając się by nie rozległo się to dalej, niż pięć osób od niego. - Ta idiotka już od dość dawna nie utrzymuje ze mną kontaktu. I dobrze, bo sądziła, że zostanie moją żoną. To nie jest zabawne! - dopowiedział zbulwersowany nagłym atakiem śmiechu kruczowłosego. - Ona chciała bym miał z nią d...d... dzieci. - ledwo przez gardło przeszło mu to słowo. Nie żeby miał coś przeciwko dzieciom, o nie. Chciał mieć w przyszłości potomstwo, ale na myśl, że miałby je mieć z Parkinson przyprawiała go o dreszcze i odruch wymiotny.
   -Och, ależ Smoku. Stracić taki towar, to wręcz niewybaczalne. Takie ciało i to tylko dla ciebie na wyłączność... - przerwał widząc jak twarz kolegi przybiera zielonych barw.
   -Ha, ha. Jak taki mądry, to sam się z nią ożeń.
   -Nie, dziękuję. Poza tym, ona wolałaby mieć swojego kochanego Drakusia, niż mnie. Ciekawe jakby wyglądały wasze dzieci. - odparł udając, że wpada w zamyślenie nad tematem, za co oberwał od Malfoy'a z łokcia w żebra.
   -Hej! Czy wy wszyscy musicie mnie walić po żebrach?! I tak jestem chudy, więc boli jak cholera.

~~~~

Wszedł do swojego nowego pokoju, który dzielił razem z Draco. Usiadł na łóżku, zrzucając z siebie uprzednio szatę. Dokładnie obejrzał całe pomieszczenie.
Wszystko utrzymywane w barwach zieleni i srebra. Meble były bardziej zamożne, niż w Gryffindorze, a łóżko na którym leżał o wiele większe i wygodniejsze. Jedyne światło jakie oświetlało cały pokój wspólny oraz inne sypialnie to lampy mieniące się barwami szmaragdu. Ogółem rzecz biorąc, to wszystko tu było bardziej luksusowe. Złotemu Chłopcu nawet odpowiadał tutejszy wystrój. Nawet wydawało się mu bardziej przytulnie niż w wierzy Gryffindoru.
   -To jak? Powiesz mi w końcu, czy mam cie błagać na kolanach o zaspokojenie mojej ciekawości? - zapytał platynowłosy siadając na fotelu na przeciw chłopaka i wpatrując się w niego uważnie w lekkim uśmiechu.
   -A mógłbyś?
   -Nie przeginaj. - powiedział szybko, rzucając przy tym w byłego gryfona z landrynki.
   -Cóż... jak by to zacząć... - droczył się przez co otrzymał zezłoszczone spojrzenie od Malfoy'a i atak landrynek.
   -Dobra, dobra. Wyluzuj. Pamiętasz może naszą ceremonię? - pytany pokiwał potakująco głową - Otóż siedziałem dość długo na tym twardym stołku, bo tiara miała dylemat. Nie wiedziała gdzie mnie przydzielić i już chciała mnie dać do Slytherinu, ale poprosiłem ją by tego nie robiła. Przez kolejne lata, jak miałem z nią okazję się zobaczyć - niestety - cały czas powtarzała, że i tak najlepiej pasuje do Slytherinu. Wmawiałem sobie, że się myli i to samo jej mówiłem. Potem sądziłem, że to wszystko przez Voldemorta. Z początku, że to jego część mocy we mnie, a w czasie wojny i do teraz, że jestem, a właściwie byłem jego horkruksem. No i teraz wszystkie teorie szlag trafił  i jestem tu. - zakończył z lekką goryczą w głosie. Nie mógł uwierzyć, że tak naprawdę był cały czas w środku ślizgonem, a nie gryfonem.
   -Że kim byłeś jego? Hor...co?! - zapytał otępiały
   -Horkrukasem. Oh, wytłumaczę cię kiedyś, ale na pewno nie teraz. Jestem zmęczony i taka część informacji z księgi ''Potter - jego życie i tajemnice'' powinna ci na razie wystarczyć. - rzekł widząc w oczach ślizgona iskierkę domagającą się wyjaśnień.
   -Ale w najbliższym czasie? - nie dawał za wygraną, jak to on.
   -Ta. W najbliższym czasie...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział III

                 Potter powolnym krokiem zmierzał w stronę bramki, ciągnąc za sobą kufer i klatkę z Hedwigą. Przy przejściu było jak zwykle sporo młodych uczniów, ale i paru mugoli przyglądających się przelotnie z zaciekawieniem. Z tego co zaobserwował, to piątka z  nich nie wie jak się dostań na peron. Przypomniało mu to jego, gdy znalazł się w tej samej sytuacji. Gdyby nie spotkał wtedy Weasley'ów, to zapewne nie dostałby się do Hogwartu i powróciłby do Dursley'ów, gdzie musiałby wysłuchiwać ich głupich docinek.
Podszedł w stronę grupki pierwszorocznych schylając się nieco niżej ( nieco, jak na swój wiek to wcale nie był taki wysoki, co frustrowało chłopaka) po czym odezwał się miłym głosem.
   -Pomóc wam? - zapytał dzieci uśmiechając się zachęcająco.
Dopiero gdy usłyszeli cudzy głos otrząsnęli się z wspólnego zamyślenia nad rozwiązaniem swojego problemu. Drgnęli i odwrócili się w mgnieniu oka do posiadacza owego głosu.
   -P-pan jest Harry Potter? - wyjąkał jeden z chłopców o kasztanowych włosach i brązowych tęczówkach.
   -Zgadza się. To jak? - zapytał szybko nie chcąc tracić czasu na bezsensowne zachwycanie się jego osobą. Wszyscy pokiwali potakująco głowami.- Widzicie tamtą bramkę? - wskazał palcem na wymienioną rzecz. -To jest przejście nasz peron. Jeśli się boicie możecie wbiegnąć na nią. Prowadzi prosto na peron 9 i 3/4.  Nie kłamie. - zapewnił widząc niepewne twarze dzieciaków.
Nie tracąc więcej czasu sam spokojnym krokiem ruszył w stronę bramki.
Po chwili znalazł się na dobrze znanym mu peronie, gdzie stał już wielki ekspres.
   -Heh, czas zacząć przedstawienie. - szepnął do siebie i poszedł w stronę przyjaciół, wcześniej witając się krótkim ''Hej.''  z Draco i zaciągnął go ze sobą.
Przystanęli oboje przed trójką gryfonów i w ciszy mierzyli się wzrokiem. Malfoy korzystając z okazji poprawił sobie nieco rozciągnięty rękaw mrucząc pod nosem jakieś obelgi na kruczowłosego.
   -Harry? Czemu ciągniesz za sobą Malfoy'a? - zapytała ciekawa Hermi.
   -Otóż ja i Draco po wielkiej wojnie zakopaliśmy topór wojenny. Zaczęliśmy się spotykać, za kumplowaliśmy się i jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział w wielkim skrócie oraz szybko, ale ze spokojem w głosie.
Ron i Hermiona wpatrywali się ze dziwieniem wypisanym na twarzach, ale u Weasley'a widać było także lekką złość i niezadowolenie w oczach.
   -Kurcze. Powiedziałeś to trochę tak, jakbyś chciał im powiedzieć, że jestem twoim chłopakiem. - zaczął się drapać teatralnie po głowie.
   -Zamknij się. - uciszył go Potter nie mając na razie ochoty na przekomarzanki.
   -Ty żartujesz, prawda? - odezwał się po chwili lekko zbulwersowany Ron, lecz widząc poważną minę Potter'a zrozumiał, że mówi w stu procentach serio. - Harry! To przecież Malfoy. Przecież on...!
   -Nie  obchodzi mnie to, Ron. Co było, to było. Albo ja i Malfoy, albo żaden z nas. Decyzja należy do was. - tu zwrócił się do też do Granger. Przez cały czas głos miał opanowany i nie dał się wyprowadzić z równowagi.
   -Zwariowałeś! Myślisz, że ktoś taki jak on mógłby się zmienić? - wskazał palcem na Dracona.
   -Nie wiesz Weasley, że nie pokazuje się kogoś palcem? - wysyczał chcąc rozpocząć walkę na słowa, a potem zapewne przeszłoby w czyny.
Harry uspokoił przyjaciela kładąc mu dłoń na ramieniu. Nie miał ochoty na bezsensowne przekomarzanki, a zwłaszcza nie w takiej sytuacji.
   -Nie, nie zwariowałem. Wybierajcie. - powiedział patrząc to na rozzłoszczonego rudzielca,to na cicho stojącą i uważnie przyglądającą się platynowłosemu Hermionę oraz Ginny obserwującą całą tę szopkę.
   -Hermiona, powiedz coś!Toć on na pewno coś knuje!
   -...
   -Hermiona? - zapytał wyczekująco Harry
Dziewczyna w milczeniu podeszła do chłopców i stanęła koło Malfoy'a twarzą zwróconą w stronę rodzeństwa Weasley'ów.
   -Harry, ufam twoim decyzją. Jestem po twojej i Draco stronie. - oznajmiła i uśmiechnęła się radośnie w stronę ślizgona. - Mam  nadzieję, że będziemy się dogadywać, Draco. - wyciągnęła dłoń, a ten szarmancko ją ucałował, na co gryfonka spłonęła rumieńcem. Zaraz po tym usłyszała cichy chichot Ginn, której nic nie umknie, a zwłaszcza zawstydzenie przyjaciółki na taki gest.
   -Jasne, Hermiono.
   -A ty jak zwykle swoje. - szepnął do siebie Harry przewracając oczami.
Potter wpatrywał się w coraz bardziej czerwonego ze złości Ronalda. Jego gniew był jeszcze większy z powodu Hermiony, dobrze o tym wiedział. Od początku czwartej klasy się w niej podkochiwał i tylko kilka razy w życiu miał szanse wywołać rumieńce na policzkach gryfonki. Tyle że zawsze spowodowane było to złością na Rona.
Zielonooki już coraz bardziej przekonywał się do tego, iż Weasley prędzej odtrąci się od niego niż miałby kumplować się z Malfoy'em. Cieszył się za to, że chociaż Hermiona okazała zrozumienie i nawet pierwsza wyciągnęła rękę, co było nieprawdopodobne. W końcu przez całą szkołę - nie licząc pierwszej klasy - wyzywana była przez niego od szlam i nie tylko.
   -To jak, Ron?
   -Na pewno nie! - krzykną krzyżując ręce w odmownym geście. - Nie z nim! Ośmieszał mnie i moją rodzinę przez te wszystkie lata! Jak ty chcesz to idź z nim, zdrajco! Ale nas w to nie mieszaj, prawda Ginny?
   -Mnie w to nie mieszaj. Ja postanowiłam już dawno temu. - wtrąciła szybko i stanęła koło Harry'ego. - Jest mi za ciebie wstyd. Jesteś strasznie upartym osłem. Nie potrafisz wybaczać i przyznawać się do błędów. Do tego zostawiłeś swojego najlepszego przyjaciela, a w dodatku i Hermionę oraz mnie. Wszystko dlatego, że nienawidzisz Malfoy'a. Jesteś dwulicowy. - powiedziała ze złością w głosie.
   -A idźcie wszyscy do diabła! - wrzasnął kiedy otrząsnął się z szoku i wszedł do ekspresu do Hogwartu.
   -Heh, wiedziałem, że tak się to skończy. - westchnął zrezygnowany Potter. - Nie sądzisz,że przesadziłaś, Ginn?
   -Niee. - powiedziała jakby było to coś oczywistego - Niech zna prawdę. Wstyd mi za tego materialistę.

~~~~

Byli już prawie na miejscu. Cały ten czas spędzili na przegadaniu całych wakacji i ciekawych sytuacji na jakie się natknęli. Nie brakowała też chwil, w których płakali wręcz ze śmiechu. Od czasu do czasu do ich przedziału wpadała Luna, której również nie przeszkadzał Malfoy, chociaż wychodziła by rozdawać zainteresowanym najnowszy numer ''Żonglera''. Nawet Neville był, który powiedział, że Ron przez cały czas siedzi naburmuszony przy oknie wyzywając wszystkich od różnych, zacząwszy od chamów kończąc po masę niecenzurowanych obelg. 
Przez tą informację Ginny chciała iść go zamordować, a przynajmniej przywalić mu do nieprzytomności lub uszczerbku na zdrowiu. Na jego szczęście Harry z niemałą pomocą Draco przytrzymali ją na miejscu.
   -Hej, chłopaki. słyszeliście już może o szkolny meczach Quidditch'a ?
   -Nie, a coś się stało? - zapytał wyraźnie zaciekawiony blondyn.
   -Podobno uczniowie VIII klasy nie będą mogli być w drużynach.
   -Co?! - krzyknęli oboje w szoku, przy tym zielonooki niemal udławił się konsumowaną czekoladową żabą.
   -Nom, tak postanowiła McGonagall. Uznała, że jesteśmy '' za starzy '', ale w sensie, że mamy ustąpić miejsca młodszemu pokoleniu. - wtrąciła Hermiona upijając łyk soku z kiwi i zamykając książkę od transmutacji, którą w połowie już przestudiowała. -Ale spokojnie. - uśmiechnęła się pocieszająco - Będziecie jeszcze mieli okazję poszaleć. Otóż odbędzie się jeszcze jeden mecz, w którym będą mogły uczestniczyć mieszane zespoły. Czyli wy moglibyście być razem, chociaż jesteście w innych domach.
   -To super! - krzyknęła tryumfalnie Ruda zrywając się z miejsca. - Będzie tylko problem o posadę szukającego... Co zamierzacie? Tylko mi tu bez bijatyk i obrzydliwych wyzwań, bo nie ręczę!
Oboje spojrzeli na nią niewinnie, po czym uśmiechnęli się znacząco i podali sobie ręce, jakby do zakładu.
   -Trzeba urządzić turniej! - oznajmili radośnie oboje. - O-oczywiście honorowy i z normalnymi zadaniami.- dopowiedział szarooki widząc morderczy wyraz rudowłosej.
Chłopcy obmyślali już zadania jakie będą musieli wykonać, a dziewczyny rozbawione i nieco zmartwione obserwowały uważnie napaleńców. Obawiały się, że podczas tych zadań się czasem nie pozabijają i żaden nie będzie uczestniczył przez to w meczu.
   -Nie rozumiem, co ich w tym wszystkim tak podnieca. - rzekła starsza przyjaciółka szeptem do ucha Ginny.
   -Oj, Hermi, Hermi. Testosteron w nich buzuje i mają już przeżuty na mózg. - sprostowała na co roześmiały się pozostawiając chłopców w zdziwieniu i zaciekawieniu. - Po za tym, jeśli się na wzajem nie wykończą to ja to zrobię za nich.
   -...Ginn, przerażasz mnie. - odpowiedziała całkiem poważnie na widok Rudej, która mówi to niczym obietnicę. Na szczęście była pewna, że nie zabiłaby swoich przyjaciół... najwyżej nieco ze złości uszkodziła.
__________________________________________
Bardzo, ale to bardzo przepraszam tych co czekali na kolejną notkę >,< Po prosu przez ostatni czas nie miałam za dużo weny, a jak miałam to nawał nauki zlatywał mi na głowę =.= Jednak ! Obiecuję poprawę i kolejny rozdział postaram się jak najszybciej opublikować... Hmm, może jeszcze na początku tego tygodnia ? Czuję jak mnie rozpiera dzisiaj wena. *^* O, i jeszcze wybaczcie mi proszę z błędy, czy literówki. Nie chce mi się zbytnio czytać tego co wystukam na klawiaturze, a piszę jak leci i nie oglądam się zbytnio za siebie XD. Dziękuję za przeczytanie mojego trzeciego już rozdziału :3

sobota, 19 maja 2012

Rozdział II

                 Za oknem panowała spokojna, bezchmurna noc. księżyc w pełni oświetlał dom i pobliskie, leśne polany nieopodal posiadłości Potter'a. Ciszę zakłócały tylko rytmiczne pohukiwania puchaczy oraz szum drzew powodowany przez chłodny wiatr.
Ze snu wybudził go stukot dolegający zza okna w sypialni. Zaspany ziewnął sennie i zakładając okulary spojrzał na budzik na szafce nocnej.
01:25 pm.
Ociężały wygramolił się z łóżka i o bosych stopach doczłapał się do parapetu. Za szybą stała nieznana sowa o piórach w szarych odcieniach. Odebrał od niej pakunek, po czym odleciała gdy w rękach Harry'ego ledwo co wylądowała paczka. Przypatrywał się nadal w niebo w stronę lasu, za którym zniknęła.
  -Kto normalny o tej  porze coś wysyła? - wymamrotał sennie, kolejno zabierając się za rozpakowywanie tajemniczej przesyłki. Po mimo, że został wybudzony ze snu, to nie mógł opanować zaciekawienia i chęci sprawdzenia owego przedmiotu. - niczego przecież nie zamawiałem, a ta sowa nie należy do nikogo kogo...
Nie dokończył. Zastygł w szoku, a jego oczy rozszerzyły się przytomnie ścierając tym resztki zmęczenia. Z niedowierzanie przez chwile nie mógł nawet kiwnąć palcem. Na dnie paczki leżał zniszczony dziennik Toma Riddle'a. Dziennik, który sporządził mu nie lada zmartwień, nerwów oraz kłopotów. No i o mało nie stracił życia.
  -Powinien... znajdować się w szkole - wymamrotał cicho biorąc go do ręki i oglądając dokładnie.
Przekartkował pobieżnie dziennik, przyglądając się dziurom we wszystkich kartkach. W środku notesu, po między stronami znajdowała się mała karteczka, która upadła na ziemie. Schylił się chwytając ją między dwa palce i siadając na łóżku.

Ty mnie nie znasz Harry Potterze, ale ja dobrze znam ciebie. Znam także twoją historię oraz to, że ten dziennik był niegdyś horkruksem. Nie masz się czego obawiać. Jednakże to od ciebie zależy, czy postąpisz słusznie, czy błędnie. Podejmiesz właściwą decyzję, czy złą. Zawahasz się, a skończysz marnie, co spowoduje twoją rychłą śmierć w odwiecznych cierpieniach.

PS - Kieruj się sercem, ale nie zapominaj o rozumie.

Treść tego ''listu'' wstrząsnęła chłopakiem. Ktoś anonimowy przesyła mu ten piekielny notes, który w dodatku może zapewnić mu nieprzyjemną śmierć i jeszcze nigdzie nie było podpisu nadawcy. Chociaż jakiś pseudonim, czy coś, co mogłoby mu pomóc dowiedzieć się na temat tej osoby. I w pewien sposób ta wiadomość nie wydałaby mu się taka tajemnicza i przerażająca.
Przez dość długi obserwował w milczeniu dziennik, myśląc, że w każdej chwili może coś się wydarzyć. Nic się jednak nie stało.
  -A raz kozie śmierć. - warknął zmęczony tym wszystkim.
Położył dziennik na komodzie na przeciw łóżka, po czym wsunął się pod ciepłą kołdrę. Ostatni raz zerknął na zniszczonego horkruksa, zamykając powieki i ponownie pogłębiając się w przerwanym mu śnie.

~~~~

Na drugi dzień - a właściwie poranek - Harry nie odstępował dziennika nawet na krok. Nosił go ze sobą do każdego pokoju. Nawet kiedy chciał zmienić miejsce, przesunąć się o metr, czy dwa, trzymał go pod ręką. 
Posprzątał dokładnie cały dom, zapłacił wszystkie rachunki i wzmocnił barierę ochronną. Nie spodziewał się, że ktoś przybędzie tu złożyć mu jakąkolwiek wizytę, skoro nie powiedział o swoim miejscu zamieszkania nawet przyjaciołom, a co dopiero zakonowi (ostatnio uczepili się jak rzep psiego ogona i latają za nim sądząc, że to iż pokonał Voldemorta to dopiero połowa sukcesu. A dokładniej mówiąc - twierdzą, że powróci, co było absurdalne)... oczywiście nie licząc Ginny i Draco, którym zabronił mówić komukolwiek, nawet gdyby miałby być tu zlot przestępców, nieschwytanych śmierciożerców, trolli, czy kogo tam jeszcze.
Właśnie kończył pisać swoja pracę domową na OPCM. Co prawda dość późno zabrał się za nią, ale przeciągał to na jak najpóźniej można było... Pomijając fakt, że została mu jeszcze transmutacja, zielarstwo i oczywiście jego ''kochany'' przedmiot - eliksiry.
Z niemałym zadowoleniem odłożył ostatnią rolkę do kufra i przeciągnął się na krześle. Połowę prac już zrobił, ale nie uśmiechała mu się robota tych najmniej przyjemnych i tej najgorszej pracy. 
~Pff. Cztery rolki pergaminu. Cztery i PÓŁ! Też sobie wymyślił, wredny, wyliniały nietoperz.
Wstał, po czym wkurzony myślą o zadaniu dla Snape'a udał się po buty i bluzę. Nie miał zamiaru kontynuować tych męczarni, bez małego głębokiego wdechu oraz spaceru.

~~~~

Na obiad postanowił wyskoczyć na miasto. Wybrał część Londynu, gdzie bardzo rzadko spotyka się kogoś o mocach magicznych. Co prawda mógłby zjeść u siebie, bo potrafi gotować ( w końcu jakieś pozytywy z bycia niewolnikiem od dziecka w domu Dursley'ów ) lecz nie zamierzał spędzać całego dnia w domu na odludziu i kisić się w czterech ścianach. W końcu nie jest typem samotnika, tylko lubi ciche i spokojne miejscówki.
Usiadł przy jednym ze stolików znajdującym się na tarasie restauracji i złożył zamówienie na sushi. Podczas czekania na danie wyjął dziennik oraz mugolskie pióro z automatycznym wkładem.
Nie wiedział dokładnie czemu, ale coś kazało mu wypróbować...
  -Proszę bardzo. Życzę smacznego. - powiedziała uśmiechnięta kelnerka zaciekawiona przedziurawionym dziennikiem.
Harry nie wyglądał na biednego, a kelnerkę zainteresowało, dlaczego pisze w takim zniszczonym notesie, zamiast kupić sobie nowy, lepszy w pobliskim sklepie.
  -Dziękuję. - odpowiedział tonem uprzejmym, ale wyczuć można było, że nie miał ochoty na namolne dociekanie z jej strony.
Dziewczyna odeszła speszona od stolika, a Harry powrócił do przerwanej czynności. Wybrał najmniej zniszczoną kartkę, a następnie naskrobał krótko.
Cześć. Tom Riddle?
Przez dość długi czas nic się nie działo. Potter uchwycił pałeczkami kawałek sushi i wpakował sobie do ust. Z lekkim rozczarowaniem, zamyślony wpatrywał się spacerujących po deptaku ludzi.
~Jednak to zwykły notes. Na co więc mi go przysłano? Na pamiątkę?
Prychnął cicho, biorąc się za kolejny kawałek. Gdy sięgał pałeczkami do talerza zauważył jak litery jego pisma wchłaniają się w notes, a pojawiają się nowe, zapisane dość znanym, eleganckim pismem.
Witaj. Zgadza się, jestem Tom Riddle. Z kim mam przyjemność?
Wybraniec sparaliżowany wpatrywał się w dziennik. Pałeczki upadły na stół, a w rękach znalazł się ów pamiętnik.
~Więc jednak! Nadal znajduje się w nim cząstka duszy Voldemorta!... Tyle, że w liście napisane było, iż nie jest już horkruksem, O co tu chodzi? - głowił się w myślach, po czym ponownie wziął do ręki pióro.
Był ciekaw, jak zareaguje na jego imię i nazwisko. W końcu nawet gdyby nie pamiętał go w czasie, gdy się urodzi to już raz mu się przedstawił.
Nazywam się Harry Potter.
Nie czekał długo. Po mniej, więcej trzech sekundach jego zdanie zniknęło i pojawiło się Voldemorta. 
Miło mi cię poznać, Harry.
~Dziwne. Czyżbyś mnie nie pamiętał, Jaszczurko? A może to podstęp? - Przyszło mu do głowy jednak przypomniał sobie list od anonimowego nadawcy ''nie masz się czego obawiać...''.
Rozmawiali przez dość długi czas. Riddle okazał się dobrym rozmówcą. przez chwilę Harry'emu przeszło przez myśl, że próbuje opętać go, jak Ginny, ale nic na to nie wskazywało. Postanowił jednak być przez cały czas czujny.
  -Harry? Harry, jak dobrze cię widzieć! - usłyszał za sobą głos Granger.
Przepraszam, muszę kończyć.
 Naskrobał szybko i schował dziennik do torby.
  -Hermiona! - wstał, przytulając do siebie przyjaciółkę. - Co ty tutaj robisz?
  -Ah, tata ma tutaj coś do załatwienia, a ja się zabrałam przy okazji. Tam jest mój ulubiony sklep z mugolskimi ubraniami. - wskazała palcem na budynek na przeciwko. Po wojnie postanowił za wszelką cenę odnaleźć rodziców, co udało się jej po miesiącu żmudnych poszukiwań. - A ty? Skąd tu się wziąłeś?
  -Wybrałem się na obiad, bo nie miałem ochoty cały czas siedzieć w domu, zamknięty jak ptaszek w klatce. Poza tym, to jedno z niewielu miejsc w Londynie, gdzie nie otoczy mnie chmara upierdliwych czarodziei i czarownic.
  -Rozumiem - zaśmiała się z serdecznością. - Jedziesz do Hogwartu, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
  -Oczywiście. przecież wiesz, że zawsze chętnie tam wracam. Ty na pewno też jedziesz. - oznajmił, bo znał już odpowiedź.
  -Znasz mnie. Uwielbiam zdobywać kolejne pokłady wiedzy. - posłała mu ciepły uśmiech. Przez ostatni czas rozkwitła. Stała się uśmiechniętą, towarzyską i pewną siebie dziewczyną, a nie molem książkowym. - Zakupiłeś już wszystko co trzeba?
  -Tak. Byłem z... wczoraj. - podsunął szybko. Prawie wygadał się o Draco.
  -Szkoda. - jęknęła rozczarowana brakiem towarzystwa przy zakupach. - To ja lecę. Sama jeszcze chcę dokupić sobie jeden, czy dwa tomy do poczytania.
  -Nigdy się nie zmienisz. - zaśmiał się przypominając sobie dawne czasy i sytuacje kiedy szukali wiadomości o Falmel'u, a okazało się, że wzięła sobie jako ''coś lekkiego do poczytania''. - Jak zwykle skończy się na pięciu, sześciu księgach, tak?
  -Oj, przesadzasz. - udała nadąsaną, po czym na pożegnanie przytuliła Potter'a
  -Do zobaczenia na peronie. - pomachał odejście i samo wrócił do domu.
Nie chciał stracić Hermiony. Zawsze mu pomagała, wspierała i mobilizowała do ciężkiej nauki. Była dla niego jak siostra. Ron także był zawsze przy nim. Co prawda kłócili się, a Weasley często był zaślepionym materialistą i zazdrośnikiem. Chociaż wątpił, czy Ron będzie się przyjaźnił z nim oraz Draco, to zawsze można mieć nadzieję.

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział I

                Był słoneczny, ciepły, sierpniowy poranek. Pogoda i klimat dopisywały dziś. Ptaki z tego powodu ćwierkały wesoło, a liście poruszane przez letni, nieco chłodny wiatr grały kojącą dla uszu melodię. Jednym słowem, było przepięknie.
Harry nie mógł uwierzyć, że zaledwie kilka miesięcy temu rozegrała się największa w dziejach czarodziei bitwa. Zginęło wiele osób, przyjaciół i sam Lord Voldemort. 
Wziął kubek ciepłej kawy, po czym podszedł do okna , gdzie stała dobrze mu znana, czarna sowa z kopertą w dziobie.
  -Czyżby już się za mną stęsknił? - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Wpuścił Dark'a - bo tak nazywał się owy ptak - i odebrał od niego list. Rozciął kopertę nożem, następnie biorąc się za odczytywanie treści.

Drogi Harry,
Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o naszej umowie.
Obiecałeś mi wspólne zakupy na pokątnej w dniu dzisiejszym. Jednak jeszcze raz proszę, żeby nie uczestniczyli w nich twoi gryfońscy przyjaciele, bo nie mam dzisiaj ochoty na gaszenie tego idio... to znaczy Ronalda Weasley'a.
Spotkajmy się o 11:00 w Dziurawym Kotle.

Do zobaczenia
Draco

Po przeczytaniu upił łyk gorącego cappuccino i zabrał się za krótkie zapisywanie potwierdzenia.
Napoił, nakarmił, po czym przyczepił wiadomość do nóżki sowy.
Taa. Od czasu zakończenia wojny zaprzyjaźnił się z Malfoy'em.
Zmienił się. Nie był już takim samym, zadufanym w sobie, bogatym, narcyzowatym, rozpieszczonym dzieckiem, co kiedyś. Razem z Potter'em  dobrze spędzali ze sobą czas. Mieli dużo wspólnych tematów... problemem było to, że przyjaźnili się bez wiedzy Harmiony i Rona... chociaż Ginny już wie.
Cudowna Ginny zawsze każdego rozgryzie. Harry'ego ucieszył fakt, iż nie miała nic przeciwko temu i nawet się z Malfoy'em dogaduje.
Szybko zjadł śniadanie, ubrał się  nowe ciuchy, a gdy był już w pełni gotowy aportował się do Londynu.
Nadmienić trzeba, że po wojnie nie wróci do Dursley'ów, tylko zamieszkał w domku z dala od mugoli i czarodziei.
Postąpił tak, ponieważ po wonie nie uśmiechały mu się ponowne ''rozrywki'' z wujostwem. Dudley, choć żegnał się z nim i przepraszał za wszystko dość szczerze, to na pewno chętnie wróciłby do tradycyjnego dokuczania zielonookiemu. Jednak przy tym jest jeszcze jedna kwestia. Czy pozwoliliby mu wrócić pod swój dach? W końcu wuj Vernon był w pewien sposób uradowany z przymusowej przeprowadzki z dala od niego i świata magicznego.
Potter nie miał zamiaru nawet prosić, a tym bardziej błagać o przyjęcie pod swoje tłuste skrzydła. Zakupiła więc domek w głębi lasu..., a raczej wybudował, za pieniądze ze skarbca. ( szczerze mówiąc, to za dużo nie ubyło galeonów)

~~~~

Wszedł do baru, gdzie w jednej chwili rozegrało się piekło.
Wszyscy uradowani jego obecnością podchodzili do niego przepychając się między stołami. Gratulowali zwycięstwa, dziękowali za przywrócenie spokoju, ściskali dłoń, czy po prostu dotykali gdzie popadło. Nie była to ulubiona rzecz dla Złotego Chłopca. Wręcz przeciwnie, nienawidził takich reakcji ze strony ludzi, zwłaszcza, że ktoś klepnął go w tyłek.
  -Harry! -usłyszał za sobą głos Dracona i ścisk na nadgarstku - Cieszę się, że jesteś już...
  -Pomóż, błagam - wyjęczał cicho ze zbolałą miną, na co szarooki uśmiechnął się złośliwie.
  -Co, Wybraniec nie potrafi się wyswobodzić od jego wiernych fanów, a pokonał Czarnego Pana? - bawił się z nim w swoją ulubioną grę w przekomarzanki.
Chłopak usilnie próbował wydostać się z kręgu silnych uścisków tłumu. Przeciskał, dołem prześlizgiwał, czołowo napierał, przepraszał i prosił.
Na nic jednak to się zdawało. po chwili wracał z powrotem na to samo miejsce.
Zbulwersowany spojrzał na ślizgona, który miał z tego niezły ubaw
  -Malfoy, przymknij się proszę, bo skończysz jak Voldemort!
Ludzie słysząc to imię drgnęli z nagłego przypływu dreszczy na ciele.
~Jakie to żałosne. - pomyślał zawiedziony tą reakcją ze strony ludu - Boją się zwykłego nazwiska czarnoksiężnika, który w dodatku już nie żyje.
  -No dobrze, szanowni państwo. - zaklaskał Fretka ceremonialnie w dłonie - Dość już tego wszystkiego. Pan Potter przyszedł tu na spokojne zakupy, a wy mu to uniemożliwiacie. Rozejść się! - krzyknął w ostatnim zdaniu, pociągając przy tym  Harry'ego w stronę przejścia na ulicę Pokątną.
  -Dzięki. - podziękował wdzięczny przyjacielowi z wydostanie z tarapatów - Gdyby nie ty, to jeszcze chwila i zaczęliby mnie rozbierać do samej bielizny.
  -Uu, to byłoby dość ciekawe. Ta walka nieźle mogłaby wyglądać. Heh, szkoda, że się wtrąciłem - westchnął z udawanym, głębokim rozczarowaniem.
  -Ślizgon. - sprostował krótko.
Szli wolnym krokiem wzdłuż sklepów, które były już odnowione po zamieszkach w czasie żywotu Voldemorta.
Dokładnie przyglądał się budynkom, stwierdzając, że nie ma na nich jakiejkolwiek oznaki wcześniejszego zniszczenia. Różdżki Ollivander'a, sklep Madame Malkin, apteka, Esy i Floresy... wszystko wyglądało tak jak dawniej.
Na twarzy Złotego Chłopca zagościł szeroki uśmiech na myśl o wspomnieniach z czasów, kiedy znalazł się na tej ulicy po raz pierwszy, przyprowadzony przez Hagrida. Kiedy kupował swoje pierwsze szaty, księgi, kociołek i oczywiście różdżkę. To wszystko było takie niesamowite.
  -To do czego zaczynamy?
Głos towarzysza wyrwał go nagle z zamyślań.
  -Na pewno muszę wstąpić do Gringotta, nie wiem jak ty. - odpowiedział Harry, klepiąc w puste kieszenie spodni, by pokazać, że nie ma ani knuta przy duszy.

~~~~

Kiedy załatwili już wszystkie najważniejsze sprawy postanowili wpaść na małe desery do lodziarni Floriana Fortescue, gdzie można skosztować najlepszych lodów w całym Londynie, a może i w całej Anglii.
  -Draco, mam zamiar w końcu powiedzieć przyjaciołom o naszej pozytywnej znajomości. - wypalił nagle, przez co platynowłosy prawie się nie udławił.
Poklepał go szybko po plecach, a Malfoy po odzyskaniu kontroli nad kaszlem przemówił z zamiarem odradzenia tej decyzji koledze.
  -Zwariowałeś?! Ty myślisz, że oni to zaakceptują? Nie, Harry. Nie po tym wszystkich latach.
  -Skąd  wiesz? Może jednak to zaakceptują, tak jak Ginny...
  -Ginny jest inna. - wtrącił Potter'owi w połowie wypowiedzi. - Może i Granger by jeszcze, ale Weasley? Toć ten tępy łom będzie myślał, że coś knuje.
  -Możliwe -przyznał pokornym skinieniem głowy, ignorując przy tym to, że obraził Rona. - ale co mi szkodzi? Mam dość ukrywania tego przed nimi. czuję się przez to nie fair wobec nich. - wymamrotał mieszając w zamyśleniu deser.
  -A co, jeżeli nie zaakceptują i się od ciebie odwrócą? - zapytał po chwili cicho, obserwując przy tym każdą, najmniejszą reakcję ze strony Wybrańca. - Co wtedy zrobisz?
Potter zatrzymał łyżeczką w miejscu i zastanawiając się przez dość długą chwilę, wpatrując się w papkę lodową w swoim kuflu.
Decyzja będzie trudna do podjęcia, ale jedyna.
Kocha tę dwójkę, jak swoje rodzeństwo, którego nigdy nie miał, a mógł mieć. Są jego pierwszymi przyjaciółmi. Byli z nim na dobre i na złe. Podczas wojny i poszukiwania horkruksów. Martwił się o ich życie w czasie zagrożenia. Czół, że są jedyną w swoim rodzaju ''świętą trójcą''.
Po chwili zielone oczy pewnie utkwiły na ślizgonie.
  -To nic. Oznaczać to będzie, że nigdy nie byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
Odpowiedź ta zszokowała arystokratę, choć nie tyle odpowiedź, jak ton głosy, jaki przybrał Wybraniec mówiąc to.
Powiedział to tak jakby to było proste i oczywiste. Jakby nie chodziło tu o dalsze, przyjazna stosunki pomiędzy nim, a jego kompanami z dzieciństwa.

~~~~

Kiedy wrócił do domu był zmęczony i wyczerpany dzisiejszym spotkaniem, ale i szczęśliwy. 
Rozmowa w lodziarni dała Harry'emu do myślenia. Nie chciał tracić przyjaciół, ale nie chciał też dzielić swojego czasu pomiędzy nimi, a Draco, co było niewykonalne. Lepiej byłoby razem się spotkać, bez ukrywania czegokolwiek przed sobą...
Postanowił.
Pierwszego września powie im, a decyzja, czy chcą dalej się z nim przyjaźnić, nie zważając na to, czy kumpluje się a Malfoy'em, czy nie, spada na nich.
Ach! No, tak. Trzeba się jeszcze spakować, skoro za dwa dni jedzie do Hogwartu.
Tak, Harry Potter oraz inni, co postanowili dokończyć naukę w Hogwarcie w  normalny sposób (zważając na nienormalne nauczanie śmierciożerców), jadą na ósmy rok szkolny. Specjalnie dla nich stworzona jednorazową klasę VIII.
Potter był niezmiernie ciekawy, jak szkoła, jego prawdziwy dom wygląda po tak obszernych zniszczeniach
Z tego co słyszał od pana Weasley'a, to po wojnie nie ma jakiegokolwiek śladu. Nie licząc wszystkich obszarów w głowach tych, co byli świadkami i walczyli o wyzwolenie szkoły.
Spakowany, umyty i przebrany w piżamę położył się na łóżku.
Przez cały czas myślał, jak będzie wyglądał ten rok i co postanowią gryfoni.
Nieco zaspany odpłynął do krainy Morfeusza. Ma przecież jeszcze dużo pracy na jutro.

Początek

         Na wstępie chciałam powiedzieć - a właściwie napisać- ,iż jest to mój pierwszy blog tutaj. Przez pewien czas prowadziłam ten oto (pokazuje ręką wokoło) na onet.pl, jednak współpraca tam była męczarnią.
Jak pewnie zauważyliście, tematyka będzie krążyła koło Harrego Potter'a (wow). Przelewać będę na klawiaturę moje... nie do końca zdrowe myśli związane z głównym bohaterem książki Pani J.K. Rowling, którą darzę ogromnym szacunkiem.
Komentarze mile widziane, nawet te z krytyką. Nie toleruję jedynie takich, gdzie chodzi o parę w fanfiku, czy też innych bzdurnych rzeczy.
Ludzie!
Tytuł jest na górze. Jeśli nie pasuje to sayonara. 
Dziękuję serdecznie za przeczytanie.
Notka pojawi się jeszcze dziś :D