sobota, 19 maja 2012

Rozdział II

                 Za oknem panowała spokojna, bezchmurna noc. księżyc w pełni oświetlał dom i pobliskie, leśne polany nieopodal posiadłości Potter'a. Ciszę zakłócały tylko rytmiczne pohukiwania puchaczy oraz szum drzew powodowany przez chłodny wiatr.
Ze snu wybudził go stukot dolegający zza okna w sypialni. Zaspany ziewnął sennie i zakładając okulary spojrzał na budzik na szafce nocnej.
01:25 pm.
Ociężały wygramolił się z łóżka i o bosych stopach doczłapał się do parapetu. Za szybą stała nieznana sowa o piórach w szarych odcieniach. Odebrał od niej pakunek, po czym odleciała gdy w rękach Harry'ego ledwo co wylądowała paczka. Przypatrywał się nadal w niebo w stronę lasu, za którym zniknęła.
  -Kto normalny o tej  porze coś wysyła? - wymamrotał sennie, kolejno zabierając się za rozpakowywanie tajemniczej przesyłki. Po mimo, że został wybudzony ze snu, to nie mógł opanować zaciekawienia i chęci sprawdzenia owego przedmiotu. - niczego przecież nie zamawiałem, a ta sowa nie należy do nikogo kogo...
Nie dokończył. Zastygł w szoku, a jego oczy rozszerzyły się przytomnie ścierając tym resztki zmęczenia. Z niedowierzanie przez chwile nie mógł nawet kiwnąć palcem. Na dnie paczki leżał zniszczony dziennik Toma Riddle'a. Dziennik, który sporządził mu nie lada zmartwień, nerwów oraz kłopotów. No i o mało nie stracił życia.
  -Powinien... znajdować się w szkole - wymamrotał cicho biorąc go do ręki i oglądając dokładnie.
Przekartkował pobieżnie dziennik, przyglądając się dziurom we wszystkich kartkach. W środku notesu, po między stronami znajdowała się mała karteczka, która upadła na ziemie. Schylił się chwytając ją między dwa palce i siadając na łóżku.

Ty mnie nie znasz Harry Potterze, ale ja dobrze znam ciebie. Znam także twoją historię oraz to, że ten dziennik był niegdyś horkruksem. Nie masz się czego obawiać. Jednakże to od ciebie zależy, czy postąpisz słusznie, czy błędnie. Podejmiesz właściwą decyzję, czy złą. Zawahasz się, a skończysz marnie, co spowoduje twoją rychłą śmierć w odwiecznych cierpieniach.

PS - Kieruj się sercem, ale nie zapominaj o rozumie.

Treść tego ''listu'' wstrząsnęła chłopakiem. Ktoś anonimowy przesyła mu ten piekielny notes, który w dodatku może zapewnić mu nieprzyjemną śmierć i jeszcze nigdzie nie było podpisu nadawcy. Chociaż jakiś pseudonim, czy coś, co mogłoby mu pomóc dowiedzieć się na temat tej osoby. I w pewien sposób ta wiadomość nie wydałaby mu się taka tajemnicza i przerażająca.
Przez dość długi obserwował w milczeniu dziennik, myśląc, że w każdej chwili może coś się wydarzyć. Nic się jednak nie stało.
  -A raz kozie śmierć. - warknął zmęczony tym wszystkim.
Położył dziennik na komodzie na przeciw łóżka, po czym wsunął się pod ciepłą kołdrę. Ostatni raz zerknął na zniszczonego horkruksa, zamykając powieki i ponownie pogłębiając się w przerwanym mu śnie.

~~~~

Na drugi dzień - a właściwie poranek - Harry nie odstępował dziennika nawet na krok. Nosił go ze sobą do każdego pokoju. Nawet kiedy chciał zmienić miejsce, przesunąć się o metr, czy dwa, trzymał go pod ręką. 
Posprzątał dokładnie cały dom, zapłacił wszystkie rachunki i wzmocnił barierę ochronną. Nie spodziewał się, że ktoś przybędzie tu złożyć mu jakąkolwiek wizytę, skoro nie powiedział o swoim miejscu zamieszkania nawet przyjaciołom, a co dopiero zakonowi (ostatnio uczepili się jak rzep psiego ogona i latają za nim sądząc, że to iż pokonał Voldemorta to dopiero połowa sukcesu. A dokładniej mówiąc - twierdzą, że powróci, co było absurdalne)... oczywiście nie licząc Ginny i Draco, którym zabronił mówić komukolwiek, nawet gdyby miałby być tu zlot przestępców, nieschwytanych śmierciożerców, trolli, czy kogo tam jeszcze.
Właśnie kończył pisać swoja pracę domową na OPCM. Co prawda dość późno zabrał się za nią, ale przeciągał to na jak najpóźniej można było... Pomijając fakt, że została mu jeszcze transmutacja, zielarstwo i oczywiście jego ''kochany'' przedmiot - eliksiry.
Z niemałym zadowoleniem odłożył ostatnią rolkę do kufra i przeciągnął się na krześle. Połowę prac już zrobił, ale nie uśmiechała mu się robota tych najmniej przyjemnych i tej najgorszej pracy. 
~Pff. Cztery rolki pergaminu. Cztery i PÓŁ! Też sobie wymyślił, wredny, wyliniały nietoperz.
Wstał, po czym wkurzony myślą o zadaniu dla Snape'a udał się po buty i bluzę. Nie miał zamiaru kontynuować tych męczarni, bez małego głębokiego wdechu oraz spaceru.

~~~~

Na obiad postanowił wyskoczyć na miasto. Wybrał część Londynu, gdzie bardzo rzadko spotyka się kogoś o mocach magicznych. Co prawda mógłby zjeść u siebie, bo potrafi gotować ( w końcu jakieś pozytywy z bycia niewolnikiem od dziecka w domu Dursley'ów ) lecz nie zamierzał spędzać całego dnia w domu na odludziu i kisić się w czterech ścianach. W końcu nie jest typem samotnika, tylko lubi ciche i spokojne miejscówki.
Usiadł przy jednym ze stolików znajdującym się na tarasie restauracji i złożył zamówienie na sushi. Podczas czekania na danie wyjął dziennik oraz mugolskie pióro z automatycznym wkładem.
Nie wiedział dokładnie czemu, ale coś kazało mu wypróbować...
  -Proszę bardzo. Życzę smacznego. - powiedziała uśmiechnięta kelnerka zaciekawiona przedziurawionym dziennikiem.
Harry nie wyglądał na biednego, a kelnerkę zainteresowało, dlaczego pisze w takim zniszczonym notesie, zamiast kupić sobie nowy, lepszy w pobliskim sklepie.
  -Dziękuję. - odpowiedział tonem uprzejmym, ale wyczuć można było, że nie miał ochoty na namolne dociekanie z jej strony.
Dziewczyna odeszła speszona od stolika, a Harry powrócił do przerwanej czynności. Wybrał najmniej zniszczoną kartkę, a następnie naskrobał krótko.
Cześć. Tom Riddle?
Przez dość długi czas nic się nie działo. Potter uchwycił pałeczkami kawałek sushi i wpakował sobie do ust. Z lekkim rozczarowaniem, zamyślony wpatrywał się spacerujących po deptaku ludzi.
~Jednak to zwykły notes. Na co więc mi go przysłano? Na pamiątkę?
Prychnął cicho, biorąc się za kolejny kawałek. Gdy sięgał pałeczkami do talerza zauważył jak litery jego pisma wchłaniają się w notes, a pojawiają się nowe, zapisane dość znanym, eleganckim pismem.
Witaj. Zgadza się, jestem Tom Riddle. Z kim mam przyjemność?
Wybraniec sparaliżowany wpatrywał się w dziennik. Pałeczki upadły na stół, a w rękach znalazł się ów pamiętnik.
~Więc jednak! Nadal znajduje się w nim cząstka duszy Voldemorta!... Tyle, że w liście napisane było, iż nie jest już horkruksem, O co tu chodzi? - głowił się w myślach, po czym ponownie wziął do ręki pióro.
Był ciekaw, jak zareaguje na jego imię i nazwisko. W końcu nawet gdyby nie pamiętał go w czasie, gdy się urodzi to już raz mu się przedstawił.
Nazywam się Harry Potter.
Nie czekał długo. Po mniej, więcej trzech sekundach jego zdanie zniknęło i pojawiło się Voldemorta. 
Miło mi cię poznać, Harry.
~Dziwne. Czyżbyś mnie nie pamiętał, Jaszczurko? A może to podstęp? - Przyszło mu do głowy jednak przypomniał sobie list od anonimowego nadawcy ''nie masz się czego obawiać...''.
Rozmawiali przez dość długi czas. Riddle okazał się dobrym rozmówcą. przez chwilę Harry'emu przeszło przez myśl, że próbuje opętać go, jak Ginny, ale nic na to nie wskazywało. Postanowił jednak być przez cały czas czujny.
  -Harry? Harry, jak dobrze cię widzieć! - usłyszał za sobą głos Granger.
Przepraszam, muszę kończyć.
 Naskrobał szybko i schował dziennik do torby.
  -Hermiona! - wstał, przytulając do siebie przyjaciółkę. - Co ty tutaj robisz?
  -Ah, tata ma tutaj coś do załatwienia, a ja się zabrałam przy okazji. Tam jest mój ulubiony sklep z mugolskimi ubraniami. - wskazała palcem na budynek na przeciwko. Po wojnie postanowił za wszelką cenę odnaleźć rodziców, co udało się jej po miesiącu żmudnych poszukiwań. - A ty? Skąd tu się wziąłeś?
  -Wybrałem się na obiad, bo nie miałem ochoty cały czas siedzieć w domu, zamknięty jak ptaszek w klatce. Poza tym, to jedno z niewielu miejsc w Londynie, gdzie nie otoczy mnie chmara upierdliwych czarodziei i czarownic.
  -Rozumiem - zaśmiała się z serdecznością. - Jedziesz do Hogwartu, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
  -Oczywiście. przecież wiesz, że zawsze chętnie tam wracam. Ty na pewno też jedziesz. - oznajmił, bo znał już odpowiedź.
  -Znasz mnie. Uwielbiam zdobywać kolejne pokłady wiedzy. - posłała mu ciepły uśmiech. Przez ostatni czas rozkwitła. Stała się uśmiechniętą, towarzyską i pewną siebie dziewczyną, a nie molem książkowym. - Zakupiłeś już wszystko co trzeba?
  -Tak. Byłem z... wczoraj. - podsunął szybko. Prawie wygadał się o Draco.
  -Szkoda. - jęknęła rozczarowana brakiem towarzystwa przy zakupach. - To ja lecę. Sama jeszcze chcę dokupić sobie jeden, czy dwa tomy do poczytania.
  -Nigdy się nie zmienisz. - zaśmiał się przypominając sobie dawne czasy i sytuacje kiedy szukali wiadomości o Falmel'u, a okazało się, że wzięła sobie jako ''coś lekkiego do poczytania''. - Jak zwykle skończy się na pięciu, sześciu księgach, tak?
  -Oj, przesadzasz. - udała nadąsaną, po czym na pożegnanie przytuliła Potter'a
  -Do zobaczenia na peronie. - pomachał odejście i samo wrócił do domu.
Nie chciał stracić Hermiony. Zawsze mu pomagała, wspierała i mobilizowała do ciężkiej nauki. Była dla niego jak siostra. Ron także był zawsze przy nim. Co prawda kłócili się, a Weasley często był zaślepionym materialistą i zazdrośnikiem. Chociaż wątpił, czy Ron będzie się przyjaźnił z nim oraz Draco, to zawsze można mieć nadzieję.

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział I

                Był słoneczny, ciepły, sierpniowy poranek. Pogoda i klimat dopisywały dziś. Ptaki z tego powodu ćwierkały wesoło, a liście poruszane przez letni, nieco chłodny wiatr grały kojącą dla uszu melodię. Jednym słowem, było przepięknie.
Harry nie mógł uwierzyć, że zaledwie kilka miesięcy temu rozegrała się największa w dziejach czarodziei bitwa. Zginęło wiele osób, przyjaciół i sam Lord Voldemort. 
Wziął kubek ciepłej kawy, po czym podszedł do okna , gdzie stała dobrze mu znana, czarna sowa z kopertą w dziobie.
  -Czyżby już się za mną stęsknił? - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Wpuścił Dark'a - bo tak nazywał się owy ptak - i odebrał od niego list. Rozciął kopertę nożem, następnie biorąc się za odczytywanie treści.

Drogi Harry,
Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o naszej umowie.
Obiecałeś mi wspólne zakupy na pokątnej w dniu dzisiejszym. Jednak jeszcze raz proszę, żeby nie uczestniczyli w nich twoi gryfońscy przyjaciele, bo nie mam dzisiaj ochoty na gaszenie tego idio... to znaczy Ronalda Weasley'a.
Spotkajmy się o 11:00 w Dziurawym Kotle.

Do zobaczenia
Draco

Po przeczytaniu upił łyk gorącego cappuccino i zabrał się za krótkie zapisywanie potwierdzenia.
Napoił, nakarmił, po czym przyczepił wiadomość do nóżki sowy.
Taa. Od czasu zakończenia wojny zaprzyjaźnił się z Malfoy'em.
Zmienił się. Nie był już takim samym, zadufanym w sobie, bogatym, narcyzowatym, rozpieszczonym dzieckiem, co kiedyś. Razem z Potter'em  dobrze spędzali ze sobą czas. Mieli dużo wspólnych tematów... problemem było to, że przyjaźnili się bez wiedzy Harmiony i Rona... chociaż Ginny już wie.
Cudowna Ginny zawsze każdego rozgryzie. Harry'ego ucieszył fakt, iż nie miała nic przeciwko temu i nawet się z Malfoy'em dogaduje.
Szybko zjadł śniadanie, ubrał się  nowe ciuchy, a gdy był już w pełni gotowy aportował się do Londynu.
Nadmienić trzeba, że po wojnie nie wróci do Dursley'ów, tylko zamieszkał w domku z dala od mugoli i czarodziei.
Postąpił tak, ponieważ po wonie nie uśmiechały mu się ponowne ''rozrywki'' z wujostwem. Dudley, choć żegnał się z nim i przepraszał za wszystko dość szczerze, to na pewno chętnie wróciłby do tradycyjnego dokuczania zielonookiemu. Jednak przy tym jest jeszcze jedna kwestia. Czy pozwoliliby mu wrócić pod swój dach? W końcu wuj Vernon był w pewien sposób uradowany z przymusowej przeprowadzki z dala od niego i świata magicznego.
Potter nie miał zamiaru nawet prosić, a tym bardziej błagać o przyjęcie pod swoje tłuste skrzydła. Zakupiła więc domek w głębi lasu..., a raczej wybudował, za pieniądze ze skarbca. ( szczerze mówiąc, to za dużo nie ubyło galeonów)

~~~~

Wszedł do baru, gdzie w jednej chwili rozegrało się piekło.
Wszyscy uradowani jego obecnością podchodzili do niego przepychając się między stołami. Gratulowali zwycięstwa, dziękowali za przywrócenie spokoju, ściskali dłoń, czy po prostu dotykali gdzie popadło. Nie była to ulubiona rzecz dla Złotego Chłopca. Wręcz przeciwnie, nienawidził takich reakcji ze strony ludzi, zwłaszcza, że ktoś klepnął go w tyłek.
  -Harry! -usłyszał za sobą głos Dracona i ścisk na nadgarstku - Cieszę się, że jesteś już...
  -Pomóż, błagam - wyjęczał cicho ze zbolałą miną, na co szarooki uśmiechnął się złośliwie.
  -Co, Wybraniec nie potrafi się wyswobodzić od jego wiernych fanów, a pokonał Czarnego Pana? - bawił się z nim w swoją ulubioną grę w przekomarzanki.
Chłopak usilnie próbował wydostać się z kręgu silnych uścisków tłumu. Przeciskał, dołem prześlizgiwał, czołowo napierał, przepraszał i prosił.
Na nic jednak to się zdawało. po chwili wracał z powrotem na to samo miejsce.
Zbulwersowany spojrzał na ślizgona, który miał z tego niezły ubaw
  -Malfoy, przymknij się proszę, bo skończysz jak Voldemort!
Ludzie słysząc to imię drgnęli z nagłego przypływu dreszczy na ciele.
~Jakie to żałosne. - pomyślał zawiedziony tą reakcją ze strony ludu - Boją się zwykłego nazwiska czarnoksiężnika, który w dodatku już nie żyje.
  -No dobrze, szanowni państwo. - zaklaskał Fretka ceremonialnie w dłonie - Dość już tego wszystkiego. Pan Potter przyszedł tu na spokojne zakupy, a wy mu to uniemożliwiacie. Rozejść się! - krzyknął w ostatnim zdaniu, pociągając przy tym  Harry'ego w stronę przejścia na ulicę Pokątną.
  -Dzięki. - podziękował wdzięczny przyjacielowi z wydostanie z tarapatów - Gdyby nie ty, to jeszcze chwila i zaczęliby mnie rozbierać do samej bielizny.
  -Uu, to byłoby dość ciekawe. Ta walka nieźle mogłaby wyglądać. Heh, szkoda, że się wtrąciłem - westchnął z udawanym, głębokim rozczarowaniem.
  -Ślizgon. - sprostował krótko.
Szli wolnym krokiem wzdłuż sklepów, które były już odnowione po zamieszkach w czasie żywotu Voldemorta.
Dokładnie przyglądał się budynkom, stwierdzając, że nie ma na nich jakiejkolwiek oznaki wcześniejszego zniszczenia. Różdżki Ollivander'a, sklep Madame Malkin, apteka, Esy i Floresy... wszystko wyglądało tak jak dawniej.
Na twarzy Złotego Chłopca zagościł szeroki uśmiech na myśl o wspomnieniach z czasów, kiedy znalazł się na tej ulicy po raz pierwszy, przyprowadzony przez Hagrida. Kiedy kupował swoje pierwsze szaty, księgi, kociołek i oczywiście różdżkę. To wszystko było takie niesamowite.
  -To do czego zaczynamy?
Głos towarzysza wyrwał go nagle z zamyślań.
  -Na pewno muszę wstąpić do Gringotta, nie wiem jak ty. - odpowiedział Harry, klepiąc w puste kieszenie spodni, by pokazać, że nie ma ani knuta przy duszy.

~~~~

Kiedy załatwili już wszystkie najważniejsze sprawy postanowili wpaść na małe desery do lodziarni Floriana Fortescue, gdzie można skosztować najlepszych lodów w całym Londynie, a może i w całej Anglii.
  -Draco, mam zamiar w końcu powiedzieć przyjaciołom o naszej pozytywnej znajomości. - wypalił nagle, przez co platynowłosy prawie się nie udławił.
Poklepał go szybko po plecach, a Malfoy po odzyskaniu kontroli nad kaszlem przemówił z zamiarem odradzenia tej decyzji koledze.
  -Zwariowałeś?! Ty myślisz, że oni to zaakceptują? Nie, Harry. Nie po tym wszystkich latach.
  -Skąd  wiesz? Może jednak to zaakceptują, tak jak Ginny...
  -Ginny jest inna. - wtrącił Potter'owi w połowie wypowiedzi. - Może i Granger by jeszcze, ale Weasley? Toć ten tępy łom będzie myślał, że coś knuje.
  -Możliwe -przyznał pokornym skinieniem głowy, ignorując przy tym to, że obraził Rona. - ale co mi szkodzi? Mam dość ukrywania tego przed nimi. czuję się przez to nie fair wobec nich. - wymamrotał mieszając w zamyśleniu deser.
  -A co, jeżeli nie zaakceptują i się od ciebie odwrócą? - zapytał po chwili cicho, obserwując przy tym każdą, najmniejszą reakcję ze strony Wybrańca. - Co wtedy zrobisz?
Potter zatrzymał łyżeczką w miejscu i zastanawiając się przez dość długą chwilę, wpatrując się w papkę lodową w swoim kuflu.
Decyzja będzie trudna do podjęcia, ale jedyna.
Kocha tę dwójkę, jak swoje rodzeństwo, którego nigdy nie miał, a mógł mieć. Są jego pierwszymi przyjaciółmi. Byli z nim na dobre i na złe. Podczas wojny i poszukiwania horkruksów. Martwił się o ich życie w czasie zagrożenia. Czół, że są jedyną w swoim rodzaju ''świętą trójcą''.
Po chwili zielone oczy pewnie utkwiły na ślizgonie.
  -To nic. Oznaczać to będzie, że nigdy nie byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
Odpowiedź ta zszokowała arystokratę, choć nie tyle odpowiedź, jak ton głosy, jaki przybrał Wybraniec mówiąc to.
Powiedział to tak jakby to było proste i oczywiste. Jakby nie chodziło tu o dalsze, przyjazna stosunki pomiędzy nim, a jego kompanami z dzieciństwa.

~~~~

Kiedy wrócił do domu był zmęczony i wyczerpany dzisiejszym spotkaniem, ale i szczęśliwy. 
Rozmowa w lodziarni dała Harry'emu do myślenia. Nie chciał tracić przyjaciół, ale nie chciał też dzielić swojego czasu pomiędzy nimi, a Draco, co było niewykonalne. Lepiej byłoby razem się spotkać, bez ukrywania czegokolwiek przed sobą...
Postanowił.
Pierwszego września powie im, a decyzja, czy chcą dalej się z nim przyjaźnić, nie zważając na to, czy kumpluje się a Malfoy'em, czy nie, spada na nich.
Ach! No, tak. Trzeba się jeszcze spakować, skoro za dwa dni jedzie do Hogwartu.
Tak, Harry Potter oraz inni, co postanowili dokończyć naukę w Hogwarcie w  normalny sposób (zważając na nienormalne nauczanie śmierciożerców), jadą na ósmy rok szkolny. Specjalnie dla nich stworzona jednorazową klasę VIII.
Potter był niezmiernie ciekawy, jak szkoła, jego prawdziwy dom wygląda po tak obszernych zniszczeniach
Z tego co słyszał od pana Weasley'a, to po wojnie nie ma jakiegokolwiek śladu. Nie licząc wszystkich obszarów w głowach tych, co byli świadkami i walczyli o wyzwolenie szkoły.
Spakowany, umyty i przebrany w piżamę położył się na łóżku.
Przez cały czas myślał, jak będzie wyglądał ten rok i co postanowią gryfoni.
Nieco zaspany odpłynął do krainy Morfeusza. Ma przecież jeszcze dużo pracy na jutro.

Początek

         Na wstępie chciałam powiedzieć - a właściwie napisać- ,iż jest to mój pierwszy blog tutaj. Przez pewien czas prowadziłam ten oto (pokazuje ręką wokoło) na onet.pl, jednak współpraca tam była męczarnią.
Jak pewnie zauważyliście, tematyka będzie krążyła koło Harrego Potter'a (wow). Przelewać będę na klawiaturę moje... nie do końca zdrowe myśli związane z głównym bohaterem książki Pani J.K. Rowling, którą darzę ogromnym szacunkiem.
Komentarze mile widziane, nawet te z krytyką. Nie toleruję jedynie takich, gdzie chodzi o parę w fanfiku, czy też innych bzdurnych rzeczy.
Ludzie!
Tytuł jest na górze. Jeśli nie pasuje to sayonara. 
Dziękuję serdecznie za przeczytanie.
Notka pojawi się jeszcze dziś :D